Atbara – Shendi (105/106 dzień sztafety, 17/18 luty 2010)


Kazimierz Nowak niemal całą trasę od Wadi Halfa, przez Atbara do Chartumu, zmuszony był przejechać koleją. Jedynie niewielki odcinek od Atbara, rzędu 20-30 kilometrów, udało mu się przebyć na swoim Brennaborze. Po przejściach z policją w Atbara (ale o tym innym razem) oraz rozpoznaniu sytuacji transportowej, straciliśmy już wszelką nadzieję, że uda nam się posmakować uroków podróży sudańską koleją.
A jednak! Trafiamy na cotygodniowy pociąg relacji Atbara – Chartum. Nie ma się więc nad czym zastanawiać. Zgodnie z duchem Nowaka kupujemy bilety najgorszej, III klasy. W całym składzie jest tylko jeden taki wagon. Dopiero na peronie okazuje się, że miejsca na przewóz rowerów nie przewidziano. Pomimo ważnych biletów, aż do ostatniej chwili, nie mamy pewności czy uda nam się upchać gdzieś nasze cztery Brennabory oraz stertę tobołków. Ostatecznie rowery zostają skompresowane w przejściu do toalety oraz lodówko-wiadra z wodą. W ogóle woda jest tu ogólnie dostępna i darmowa niemal w każdym publicznym miejscu: w pociągach i autobusach oraz na przystankach autobusowych i na ulicach, gdzie przechowuje się ją w dużych, glinianych stągwiach. Omszałe od spodu dzbany przez cały dzień utrzymują przyjemny chłód wody, z tym że dla własnego bezpieczeństwa podróżujący Europejczyk powinien taką wodę potraktować tabletką dezynfekującą Katadyn lub przepuścić przez filtr, np. sprawdzony filtr MSR. Powinien, lecz pragnienie i upał potrafią skłonić do zachowań irracjonalnych z punktu widzenia naszych lekarzy…
W wagonie panuje ścisk i choć miejsca są numerowane, to wygląda na to, że podróżnych jest znacznie więcej niż przestrzeni na drewnianych ławach. Oczywiście jesteśmy jedynymi Europejczykami w wagonie, jak i w całym pociągu. Dookoła nas przedstawiciele różnych grup etnicznych Sudanu. W zdecydowanej większości wyglądają na członków zarabizowanych plemion koczowniczych północno-wschodniej części kraju. Jadą więc Arabowie Dżaalin-Danagla, ale także lud Bedża, których kobiety wyróżniają się zakolczykowanymi nosami i wargami, a nawet bardzo charakterystyczny Arab Raszajda z długim mieczem u boku. Jakaś kobieta bez żadnego skrępowania karmi piersią niemowlę. Ot, po prostu sudańska mieszanka etniczna i zdrowy afrykański islam. Pociąg powoli wytacza się ze stacji Atbara, miarowo zaczynają stukać stalowe koła, a wagony toczące się po wąskich torach bujają się na prawo i lewo.
W liście do Marysi, Nowak tak pisze o przygodzie kolejowej na trasie Wadi Halfa – Atbara (zbiór listów Kazimierza Nowaka do żony ukaże się jeszcze w tym roku nakładem Wydawnictwa Sorus!): Aha! Wiesz? Awanturę zrobiłem w pociągu. Szło o to, że Arabi wieźli młodą dziewczynę i pół przedziału zasłonili, a więc raz duszno mi było, a potem nie widziałem krajobrazu. Było to bezprawne, zwróciłem im uwagę, że to nie „harem” (babiniec), a zresztą chcę powietrza. Zaczęła się sprzeczka. Sam jeden Europejczyk w całym przeładowanym wagonie, więc lekceważyli sobie moje żądanie. Powiedziałem właścicielowi tej dziewczyny, że jeżeli chce zamknąć swoją niewolnicę to są dwa ustępy wolne. A wtedy kazano mi się wynieść z przedziału. Było mi za duszno. Zerwałem tę zasłonkę i rzucono się na mnie. W tej chwili chwyciłem za „Contax” i wiesz? Cały zgiełk i pisk, przerażenie. Myśleli, że to broń! Ustąpili. Kobietę wyprowadzili z przedziału. Zostałem sam i bardzo wygodnie jechałem noc całą.

Nasza awantura kolejowa miała nieco inny przebieg. Wsiadając do pociągu zrzuciliśmy nasze sakwy w najbliższym wolnym przedziale otwartym, takim jak u nas w osobówkach drugiej klasy. Zajęliśmy więc należne nam miejsca nie zważając na numerację, ażeby nie przeciskać się z tobołkami przez zatłoczony wagon. Na następnej za Atbarą stacji – Ed Damer, do pociągu wsiadł starszy Arab wraz ze swoim pulchnym babińcem. Zaczęła się sprzeczka. Czterej Europejczycy w całym przeładowanym wagonie… Arab okazał się wyjątkowo uparty i za nic na świecie nie chciał usiąść ze swoimi grubymi damami na takich samych miejscach jak te zajmowane przez nas, lecz przypisanych do naszego biletu. Na nic zdała się mediacja życzliwej nam reszty wagonu ani nawet pomoc policjanta ochraniającego pociąg. W końcu ustąpiliśmy, przenosząc wszystkie nasze sakwy i przyczepki na drugi koniec wagonu, poprzez ów niebywały ścisk panujący na pokładzie. Może, gdybym wyciągnął „Contaxa”…

pjk

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV