Przyjeżdża białas do Nigru i myśli, że przejedzie Saharę na wielbłądzie.
Koniec dowcipu.
Rozpoczynając ten etap wydawało nam się, że jedziemy zmierzyć się z pustynią, że będziemy szukać śladów Kazika w najbardziej surowych ostępach Czarnego Lądu, że przez 3 tygodnie będziemy się smażyć na saharyjskich piaskach, modlić o kolejną studnię, narzekać na bolące tyłki i kołysanie wielbłąda a ponadto cieszyć oczy pięknymi wschodami i zachodami słońca. Zdawaliśmy sobie sprawę z sytuacji panującej w Nigrze, z niebezpieczeństwa samego przebywania w tym kraju, z problemów wynikających z zamieszek w Libii, ale nikt z nas chyba nie przypuszczał, że pustyni nie będzie nam dane nawet zobaczyć, a co dopiero przeżyć.
Zacznijmy jednak od początku..
Jest 2. października, godz. 3:30 rano – wsiadamy do taksówki, która zawozi nas na plac, z którego odjeżdżają autobusy firmy Rimbo.
Autobusy, to w Nigrze najpopularniejszy środek transportu na dalekich trasach. Jeżdżą regularnie między głównymi miastami, ruszając zazwyczaj o 4:30 (tak przynajmniej piszą na biletach).
Jak wygląda taka podróż od środka?
Autobus mieści ponad 70 osób. Siedzenia ciągną się dwójkami po prawej i trójkami po lewej stronie wąskiego przejścia.
Wygodnie?
Jeśli usiądzie obok siebie trzech barczystych, przystojnych i nad wyraz skromnych gentlemenów z Polski, dobrze jest gdy się lubią, w przeciwnym razie wielogodzinne przytulanie mogłoby być uciążliwe.
Wieczorem, po pokonaniu ok. 900km docieramy do Zinder, rozkładamy się na dachu dworca autobusowego i idziemy spać. Wszystko zgodnie z planem A.
Kolejny dzień, kolejna pobudka w środku nocy, kolejny autobus, tym razem lepiej wentylowany, bo brakuje kilku okien, kolejne postoje w afrykańskich wioskach, kolejne bagietki z kozim mięsem i tuż po 15-tej docieramy do Diffy. A stąd już tylko ok. 150 km do Nguigmi, gdzie czekają wielbłądy i skąd rozpoczniemy nasz etap! Bierzemy bagaże i korzystając z motorów – taksówek zmieniamy place, bo samochody do Nguigmi odjeżdżają z innego miejsca. Negocjacje palcem na piasku trochę trwają, ale w końcu nasze wory lądują na dachu zdezelowanego Land Cruisera. Nie zdążyliśmy jeszcze wyjechać z miasta, a panowie już robią pierwszy postój i zaczynają naprawiać auto, potem jeszcze przerwa na modlitwę, dopakowanie kilku pasażerów i w końcu możemy jechać dalej. Niestety nie dużo dalej..
Na rogatkach miasta zatrzymuje nas policja, nasze paszporty zostają zatrzymane, a my po kilku telefonach zostajemy odwiezieni na komisariat. Nasza nieznajomość francuskiego zdecydowanie nie pomaga. Godziny mijają, pasażerowie Land Cruisera czekają, paliwo z dziurawego baku cały czas kapie, więc i kierowca się denerwuję, bo przecież pieniądze mu uciekają, a on nie jedzie! Ale czy to nasza wina?
W końcu sytuacja zaczyna się klarować, na razie wiemy jedno – dzisiaj już nigdzie nie pojedziemy, więc zabieramy nasze bagaże i lokujemy się na komisariacie. Duży boss dzwoni do większego bossa, ten do jeszcze większego, zapada jakaś decyzja i zaczynają dzwonić w drugą stronę..
W międzyczasie zdążyliśmy opowiedzieć historię Nowaka i sztafety wszystkim policjantom na komisariacie i Ci zdecydowanie są po naszej stronie, więc kiedy „big boss” mówi, że nigdzie nie pojedziemy, na komisariacie zaczyna wrzeć. A to nie byle co postawić się szefowi w tym kraju! Jednak co z tego, skoro boss jest nieugiętym bucem.
Teoretycznie jesteśmy wolnymi ludźmi w wolnym kraju, a praktycznie.. siedzimy w swego rodzaju areszcie bez krat. Policjanci dostają rozkaz dopilnować, żebyśmy kupili bilety z powrotem do Zinder i odprowadzić nas na autobus o 4:30. Nasze paszporty są do tego czasu skonfiskowane, a big boss jedzie do domu rzucając za sobą „no comments”!
Kolejny dzień, kolejna pobudka w środku nocy, kolejny autobus… ok. 14 jesteśmy z powrotem w Zinder.
Co teraz? Co dalej? Plan B? Może Agades? A potem Bilma, chociażby po to, żeby powiesić tabliczkę?
Autobus do Agadesu odjeżdża za dwa dni, więc kupujemy bilety do Konni, z którego możemy uderzyć albo na północ do Agadesu, albo na zachód do Niamey, w zależności od tego jak rozwinie się sytuacja. A rozwinie się bardziej niż przypuszczaliśmy…
Spacerując ulicami Zinder, trafiamy do misji katolickiej, gdzie spotykamy hinduskiego ojca Leo i wolontariusza NGO z Hiszpanii – Fede.
Nasza historia robi na nich ogromne wrażenie. Od czasu do czasu rzucają coś na temat jakiegoś „szaleństwa”, ale tym się akurat nie przejmujemy. Ojciec Leo musi coś załatwić, więc zostajemy z Fede, który zaczyna nam opowiadać o realiach podróżowania po Nigrze, o porwaniach białych, niebezpieczeństwach, swojej pracy i o … Kapuścińskim!
Okazało się, że Fede jest fanem Ryszarda Kapuścińskiego i nawet prowadzi bloga fedekapuscinski.blogspot.com ! Co za zbieg okoliczności. Kiedy proponujemy mu wpis do książeczki – pałeczki, ewidentnie zaczyna się stresować, ale jednocześnie czuje się zaszczycony.
Ale, ale… co z tymi realiami?
Fede mówi, że jest w Nigrze od 3 miesięcy i że jesteśmy pierwszymi białymi, którzy dotarli do Zinder. Że w ambasadzie wywarli na niego presję, żeby nie jechał do Zinder autobusem, tylko, żeby poleciał samolotem ONZetu. Opowiada o porwaniach i zamordowaniu Francuzów w styczniu, o podsłuchaniu przez policję rozmów w czerwcu, z których wynikało, że ktoś planuje porwanie trzech Niemców i co było bezpośrednim wpływem wyjazdu wszystkich białych z Zinder, o niebezpieczeństwie poruszania się nie tylko na północy, ale właściwie w całym kraju. Już mamy wychodzić z misji, żeby Fede pokazał nam Wielki Meczet i Dom Sułtana, gdy spotykamy dwóch Hiszpanów, którzy jak się okazało wykupili wycieczkę z konkretnym planem, jednak po przylocie lokalny przewodnik ma zupełnie inny plan, prawie niczego z tzw. standardu nie da się zrealizować, a to co się da, trzeba robić przy eskorcie żołnierzy.
Po tych wszystkich rewelacyjnych informacjach, europejski tok myślenia prowadzi nas na policję – może tam się czegoś dowiemy. Fede tłumaczy po francusku nasze pytania: Czy możemy pojechać do Agadesu? Czy nawet jeśli tam dotrzemy, to czy będziemy mogli wyjechać z miasta do Bilmy, albo chociaż w góry Air?
Nie chcemy spędzać całego dnia w autobusie tylko po to, żeby kolejnego dnia wracać…
W odpowiedzi „big boss” zabiera nasze paszporty i zadaje swoje pytania:
Jak przylecieliście do naszego kraju? Skąd jesteście? Skąd ludzie w Polsce wiedzą o istnieniu takich miejsc jak Bilma, albo góry Air?
Czas mija, robi się ciemno, big bossy dzwonią do siebie, trzeba czekać. Przyjeżdża ojciec Leo i rzuca
– Po co przyszliście na policję, przecież to same problemy?
– Tak, tak, teraz już wiemy.
– Przecież już jest ciemno! Tego się nie robi. Biali z NGO nie powinni wychodzić z domu po 17, a po 19 maja kategoryczny zakaz! Gwarantuję Wam, że Fede jest teraz jedynym białym w tym mieście, który jest poza domem. My nawet samochody parkujemy na noc przy komisariacie, żeby były bezpieczne.
Czas mija…
Wychodzi big boss i toczymy kolejne bezsensowne dyskusje, typu:
– Wolski, how are you?
– Tired.
Czas mija…
Kolejne pytania.
– Dokąd jedziecie? Dlaczego do Konni, skoro pytacie o Agades, przecież to bez sensu jechać do Agadesu przez Konni. Na pewno nie jedziecie prosto z Zinder do Agadaseu? Bo na to nie mogę Wam pozwolić, bo to niebezpieczne…
– Stąd to niebezpieczne, a z Konni już nie?
– To już mnie nie obchodzi, Konni to nie moja jurysdykcja.
W końcu zrozumieliśmy. Biały człowiek gdziekolwiek się pojawi, staje się problemem lokalnych władz, które nie pozwolą na wyjazd z ich miasta w kierunku, który budzi ich niepokój. A jeśli wyjedzie już z ich okręgu, przestaje być ich problemem.
Leo podpisuje oświadczenie, że odwiezie nas rano na autobus. Odzyskujemy paszporty, ale tracimy bilety.
– Gentlemen, let’s finish, becasue Wolski is tired.
– And hungry – dodaję.
– Finito.
Po bilety przyjeżdżamy rano, przed odjazdem autobusu, żeby szefo był pewien, że faktycznie wyjeżdżamy.
Kolejny dzień, kolejna pobudka w środku nocy, kolejny autobus…
W Konni przesiadamy się do autobusu do Niamey i po 4 dniach autobusowych podróży i przebyciu 3000km wracamy do miejsca, z którego startowaliśmy.
Co dalej? Plan C? Plan C zakłada niestety przebookowanie biletów i powrót do Polski. Kiedy? Zobaczymy…
Mieliśmy wiele godzin na myślenie, czy dało się zrobić coś inaczej, czy gdzieś popełniliśmy błąd, czy wsiąść w autobus do Diffy i spróbować jeszcze raz, czy uciekać przed policją, ale wszystko sprowadza się do tego, że po prostu przyjechaliśmy tu w nieodpowiednim momencie, może zabrakło trochę szczęścia, może trochę siły przebicia, trochę francuskiego. Z ciężkim sercem i z ogromnym smutkiem kończymy etap, którego tak naprawdę nawet nie zaczęliśmy, ale wszyscy zgodnie stwierdzamy, że wrócimy do Nigru, żeby przeżyć Kazikową Saharę. Za rok, dwa czy za 5 lat, to jest nie istotne. Wrócimy wtedy, kiedy będzie to możliwe, bo kiedy ziarnko pustynnego piasku trafi w serce, nie da o sobie zapomnieć.
[Kuba Wolski]
No szkoda, że nie udało sie zaliczyc Wam tego kawałka podróży – sama chciałam jechać na ten etap – teoretycznie zabrakło miejsca bo miały byc tylko 4 osoby – później okazało sie że jest 5-o osobowy skład ;-( to mi sie nie podoba – ale cóż – pewnie i tu znajomości się licza….
Ja Afryke w miare znam – mieszkałam tam pare lat (w roznych krajach), podrozowalam, potrafie rozmawiac z tymi ludzmi niezaleznie od kraju czy jezyka… moze by sie moje doświadczenia przydały i wszystko by sie udalo… a moze nie – zwykle malam szczescie w takich sytuacjach…. a do GMTurecky – ja bym łapówki nie dala bo to pociaga kolejne – i wtedy nie ma pewnosci – wiem z doswiadczenia np w podrozy po Afryce Zachodniej nigdy nie dalismy lapowki mimo iz do samej Ghany łapówek sie domagano….
Nie zawsze, zależy od kraju. W Namibi z Kubą mieliśmy pare spotkań z mundurowymi i prawie wszystkie były pozytywne i miłe.
Filip Kierzek
Z tym najskromniejszym renesansem „kolego” po Afryce proponuję prześledzić stronę w całości a nie tylko ten artykuł. Jak dobrze poszperasz będziesz miał szanse się dowiedzieć ze autor tego artykułu był już nie raz w afryce (czytaj rekonesans ma za sobą:) ) Kuba z tego co mi wiadomo zrobił już jeden etap Afryki Nowaka. Pozdrawiam Marcin/ hemisz
Szanowny GMTurecky,dobrze siedziec w cieplych kapciach?i pisac wlasne „przemyslenia?Oni nie potrzebuja rady,bo sa w tyglu Afryki,Nigru i na dana chwile znaja realia kraju,ktory nie moze uszczelnic granicy z Libia.To wlasnie to niebezpieczenstwo sprawia,ze podejmuja takie a nie inne decyzje.Przykro nam kibicujacym calej sztafecie,ze taki czlowiek jak Ty uwazajacy,ze zna te tereny proponuje lapowke!!!!Opanuj sie i nie wypisuj takich andronow.Czy sadzisz,ze na taka eskapade,co tu duzo mowic,najciezszy etap,wyjechali nieprzygotowani??Czy Kazik poczol by sie lepiej,gdyby Im sie cos stalo??????
Smutne że Ci co maja najmniej do powiedzenia wypisują najwięcej. Zapewne Pan GMTurecky sądzi że przed wyjazdem byliście w biurze Orbis pytajac o bezpiezenstwo w Nigrze,a cala organizacje wyprawy oparliscie o Poradnik Mlodego Skałta publikowanego w Kaczorze Donaldzie. Proponuje aby administrator wyrzucał niektóre posty, które tylko psują krew wszystkim sympatykom afrykinowaka. A tym którzy myślą że mają coś mądrego do powiedzenia, proponuje zachowac milczenie i pzory że rzeczywiście reprezentują sobą jakąś wiedzę.
Pozdrawiam
Szymon
Jakoś bardzo szybko zarzuciliśmy inne pomysły. Ta karawana to jest coś tak niesamowitego i tak działającego na naszą wyobraźnię, że na pewno tu wrócimy, żeby to zrobić. A ciągłość.. no cóż.
Kolego Sympatyczny, bardzo ciekawe opinie, rady i wiadomosci. Piszesz:
„Z całym szacunkiem dla Was, dla waszej wyprawy ale o Afryce czytaliście tylko w książkach a nigdy tam nie zrobiliście nawet najskromniejszego rekonesansu:-( ”
– dobrze ze sztafetowicze czytaja książki o Afryce, swoimi wypowiedziami pokazujesz ze Ty je tylko przeglądasz. I to pewnie trzymając ksiązke do góry nogami. Takie wypowiedzi wpisz sobie do kajetu, a nie lecz kompleksów na forum. Jak widać Afrykanowaka radzi sobie w Afryce od samego początku trwania sztafety znakomicie, a wielu sztafetowiczów czuje sie w Afryce lepiej niż we własnym domu. Hm a może poprostu Ty miałeś za mało… żeby wziąć udział w sztafecie i teraz odkapslowałeś piwo i cieszysz się probleami sztafety. Krytyczna uwaga jest konstruktywna podwarunkiem że wiesz o czym mówisz.
Piszesz: „Nadmienię, że wielokrotnie bywałem na tym kontynencie i znam chociaż troszeczkę realia Afryki.
Znając realia poradziłbym Wam dać ŁAPÓWKĘ!!! Jest to całkowicie normalna i uznawana w tych krajach forma załatwiania najprostszych spraw!” Z takimi radami to wydaj książkę, „Porady Wuja dobrej Rady” w oparciu o praktyczne wskazówki A. Słodowego. Pozdrawiam!
Szkoda byłoby ciągłości sztafety. Może by trochę zmienić trasę. z Niamey do Mali (może Nigrem, transport rzeczny funkcjonuje, aż do Tmibkuktu i stamtąd na połnoc do Algierii.
PS. spotkania z mundurowymi to coś czego w głównej mierze nalezy unikać w Afryce. Korzyści zadnych, a kłopoty murowane…
Jako komentarz komentarzy chciałbym coś dodać.. Relacje nie są prowadzone minuta po minucie, np. na temat tego co działo się na komisariacie, nie piszemy tutaj, o tym, co wiedzieliśmy, a czego nie wiedzieliśmy przed wyjazdem, z kim się kontaktowaliśmy i jakie otrzymaliśmy informacje, jaki zrobiliśmy rekonesans, etc. Jest to swego rodzaju beletrystyka. Czy naprawdę szanowni panowie lub panie, które nawet nie potrafią podpisać się własnym imieniem i nazwiskiem sądzą, że mogliśmy pojechać do takiego kraju jak Niger nieprzygotowani? Czy naprawdę sądzicie, że nie potrafimy dać policjantowi łapówki, albo że język jest jakąś barierą w podróżowaniu? Naprawdę? Panooowie (lub panie), żal. Znając sytuację w kraju przed naszym wyjazdem, zdawaliśmy sobie sprawę, że szanse powodzenia są fifty-fifty, ale czy mogliśmy nie spróbować? Widzieliśmy światełko w tunelu, więc pojechaliśmy, ot co. A tak jeszcze nawiązując do realiów, to nawet tu na miejscu różni ludzie mówią różne rzeczy, które niekoniecznie się pokrywają.
GMTurecky… Ot dać łapówkę… Proste. Nie wszędzie. „Bo byłem w innym kraju Afryki…” – Jak byłeś tylko np. w RPA i okolicach to nie wiesz jak jest w Afryce Zachodniej, gdzie w poszczególnych krajach sytuacja polityczna jest też inna; tak samo jak byłeś tylko w Niemczech to nie wiesz jakie są realia w Mołdawii czy Polsce.
Wiesz jakie są realia Nigru? Kto nim rządzi? Wiesz może o wydojeniu tego fikcyjnego kraju przez francuskie koncerny? I czym jest armia Nigru? Poczytaj o tym kraju. Rekonesans?
Rewelacyjna odpowiedź. A co Ty wiesz Misio? Kazimierz Nowak zanim wyruszył przeczytał wszystko co było mu dostępne o Afryce i znał języki obce.
Śmieszy mnie „Państwo Niger”. W pojęciu europejskim nie istniej takie państwo. Jest to raczej zbiorowisko plemion i pustej przestrzeni. Pojęcie granic jest dla autochtonów abstrakcja. Istna fikcja. Granice istnieją na mapie lub dla białych. Z całym szacunkiem dla Was, dla waszej wyprawy ale o Afryce czytaliście tylko w książkach a nigdy tam nie zrobiliście nawet najskromniejszego rekonesansu:-( Myśleliście po europejsku na Czarnym Lądzie. W kraju gdzie biały jest tak egzotyczny jak niedźwiedź polarny na przed pałacem prezydenckim w Warszawie. Brak waszego doświadczenia i praktyki dał o sobie znać w postaci niepowodzenia wyprawy 🙁
Nadmienię, że wielokrotnie bywałem na tym kontynencie i znam chociaż troszeczkę realia Afryki.
Znając realia poradziłbym Wam dać ŁAPÓWKĘ!!! Jest to całkowicie normalna i uznawana w tych krajach forma załatwiania najprostszych spraw!
Proponuję wykorzystać czas i skoczyć na wycieczkę do Mali – do Gao rejs rzeką Niger od granicy, z Gao autobusem do fantastycznych skał przy Hombori, a może nawet dalej do Kraju Dogonów! Może bilet da radę przebukować na powrót z Bamako…
Pozdrawiam!
„Kierpca nie zjesz” a wyżej d.. nie podskoczysz!Siła złego na jednego! Współczuje ale i podziwiam. Wróćcie teraz aby szczęśliwie do Polski!A co z Algerią i z naszymi pocztówkami?
ehh, co Ty tam wiesz learn, najpierw się wczytaj w poprzednie relacje, a później oceniaj czy ktoś przygotowany pojechał do Nigru czy nie – tłumacz się wycofał gdy ekipa była już na miejscu! co mieli zrobić? wysiąść z samolotu?? przynajmniej się starali znaleźć możliwość przejechania…
Nauczcie się francuskiego i dopiero ruszajcie do krajów gdzie jest on oficjalnym językiem. To simple langue. W góry Air? Teraz? Niger to państwo policyjne. Demokracja jest tam fikcją. Tam za kratki idzie się na porządku dziennym za nic. Czytacie forum Lonely Planet? Stronę diplomatie.gouv.fr ? – http://www.diplomatie.gouv.fr/fr/conseils-aux-voyageurs_909/conseils-par-pays_12191/niger_12300/index.html
No to w takim razie nic nie stracilem i nastepnym razem jedziemy razem????
No i oczywiscie swietny tekst!!!
to chyba najlepsza relacja jaka czytalam! nie dalo sie lepiej tego ujac, bo przeciez zawsze trzeba probowac! tryzmajcie sie!
No cóż, stara przypowiastka góralska mówi, kierpca nie zjesz!