Wspomnienia z 18-tego etapu. Republika Kongo. Obouya – Ouesso
Obouya to miejscowość na drodze głównej południe – północ położona w połowie drogi między Brazzaville a metą naszego etapu. Nie zamierzaliśmy tu nocować, jednak moja niemoc spowodowana zaniedbaniem właściwego nawadniania organizmu, przy mocnym słońcu tego dnia, tak mnie osłabia, że zmuszeniu jesteśmy tu poszukać noclegu. Życzliwy urzędnik miejscowej administracji udostępnia nam duży pokój w budynku administracyjnym wraz z toaletą i wodą w wiadrach, co jest darem losu przy mojej słabości tej ze słonecznego dnia jak i „żołądkowych nocnych koncertów” Rano jednak mobilizuję się i już o ósmej jesteśmy na rowerach. Cel: Owando, dawniej (za Kazimierza) Fort Rousset, gdzie Kazimierz odpoczywał kilka dni. Ku mojej radości i radości Kolegów wytrzymałem etap i popołudniem docieramy do tego sporego miasteczka jadąc po drodze asfaltowej. Kierujemy się ku misji katolickiej, o której wiemy, ze udostępnia noclegi podróżnym, jak się jednak okazuje dość drogie. Jednak wspomnienie o proboszczu w Bundzi, zdjęcie z nim, otwiera nam drzwi do ukrytej na początku gościnności i serdeczności misjonarzy i gospodarzy misji. Udostępniają nam pokój, śpimy na podłoże, ale pod dachem i bezpiecznie, i jest niedaleko do toalety J, i woda pod prysznicem się zdarzyła J. Zaprzyjaźniamy się z gospodarzami, pozwalają nam umieścić przy biurze głównym misji Nowakową tabliczkę, organizują nawet wiertarkę do jej zamocowania. Nazajutrz pamiątkowe zdjęcia i wyruszamy. Narastają emocje, bo tego dnia mamy osiągnąć równik. Docieramy do niego w Makoua nad rzeką Likouala. Skwapliwie poszukujemy znaków wskazujących 0’ szerokości geograficznej. Znajdujemy 2 monumenty odległe od siebie ca 100 metrów, co Maciejowi nie daje spokoju, wyciąga gps-a wyznacza jedynie słuszną linię równika, zgromadzeni policjanci z pełną powagą kamieniami uaktualniają mapę świata J. Z Makoua, po dniu odpoczynku przeznaczonym na higienę, podreperowanie rowerów, wyruszamy już nie na asfalt, lecz afrykański szutr, który będzie już nam towarzyszył do samej mety. Trochę się go obawiamy, bo Przewodnik Bradta opisuje tę trasę, jako dla tych, którzy są wystarczająco szaleni by dotrzeć do Ouesso lądem. Ale ruszamy. Kończy się „cywilizacja”, dookoła dżungla, co jakiś czas mała wioska. O tym, że jesteśmy w miejscach, których świat zapomniał, przekonujemy się na trasie, gdzie jedyną naszą żywnością, w którą się możemy zaopatrzyć w wioskach są owoce. A więc zajadamy się avocado, papajami, bananami, pomarańczami. Wodę czerpiemy ze strumieni, które są też dla nas miejscem kąpieli. Ponownie korzystamy z noclegów u Prezydentów wiosek otoczeni przychylnością mieszkańców. Solidnie dają nam w kość liczne zjazdy i podjazdy, które wyciskają z nas litry potu. Szczególnie trudno jest Pawłowi, który ma problemy techniczne ze swoim rowerem i zmuszony jest go na każdej górce prowadzić, choć z resztą to i tak nas to zbytnio nie dzieli, bo i my prowadzimy rowery w miejscach dużych i piaszczystych podjazdów.
Pełni niepewności zjeżdżamy w dolinę rzeki Mambili, gdzie w czasie wojny domowej w latach 90-tych ubiegłego wieku zniszczony został most. W przewodniku Bradta czytamy o skomplikowanej przeprawie przez rzekę. Na szczęście są to informacje nieaktualne, bowiem jest most tymczasowy, a obok budowany jest solidny most betonowy, oczywiście przez firmy chińskie, jako jedyne obce firmy w Kongo. Budują drogi, mosty, linie energetyczne.
Wypatrujemy też zwierząt, jednak tylko małpy spoglądają na nas z drzew, choć niestety nie tylko z drzew, bo i z taczek, którymi myśliwi wiozą je z dżungli.
I nadszedł czas powitania mety, czyli dotarcie do Ouesso położonego nad rzeką Sangha, przy granicy z Kamerunem. Tu przyjmuje na w swoje progi francuski biskup regionu Sangha, dostępujemy też zaszczytu śniadania w jego towarzystwie. Udaje się nam też rozpropagować postać Kazimierza Nowaka i naszego Projektu w miejscowym radiu, gdzie udzielamy wywiadu. Czas powitania mety, ale też czas rozstania, Maciej i Paweł zostają na następny etap, ja wracam autobusem publicznym do Brazzaville (14 godz.), później samolotem do Europy. Przez okno odjeżdżającego autobusu widzę kartkę, która trzyma Maciej: „Romek, zostań z nami w Afryce”
Łza się w oku kręci…..
Bon voyage 19-ty etapie!
Romuald Deja