Dzisiaj od rana na pełnych obrotach. Miały być wakacje, a jest kierat jakiś. O 9.oo musimy być w Lubartowie, na spotkaniu u burmistrza. Wcześniej śniadanie, pośpieszne pakowanie, pożegnanie i wymiana kontaktów z nowo poznanymi osobami. Wszystko w pośpiechu i z towarzyszącym od przebudzenia bólem głowy. Ktoś powiedział, że to od nadmiaru świeżego powietrza, ale to słaba teoria.
Trzeci dzień jedziemy w takim samym składzie: Agnieszka, Tomek i ja. Norbert towarzyszy nam samochodem, ale dzisiaj się odłącza. Wyjechaliśmy trochę za późno, żeby być punktualnie na spotkaniu u burmistrza. Mimo, że Tomek narzucił szaleńcze tempo, spóźniliśmy się kwadrans. Głupio nam było, bo wiadomo, że oficjalne spotkanie, że burmistrz ma napięty kalendarz, itd., Poza tym, spóźnialstwo to bardzo brzydka cecha. Burmistrz przyjął nas w sali sesyjnej. Poza gospodarzem było kilka osób z ratusza, dziennikarze, przedstawiciele stowarzyszenia Relaks i kilku chłopców z klubu kolarskiego Lewart Lubartów. Pan burmistrz dyplomatycznie przemilczał nasze spóźnienie i ciepło przywitał. W swoim, całkiem długim i rzeczowym wystąpieniu pokazał, że zna ideę naszej podróży, rozumie o co nam chodzi, a nawet się z tym identyfikuje. Później były pytania, wywiady, dyskusja i rozmowy w mniejszych grupach. Oczekiwaliśmy, że będzie szybko i oficjalne, a było naprawdę miło. Burmistrz zaprosił do Lubartowa Afrykę Nowaka na przyjazd z prezentacjami, a przedstawiciel Relaxu zadeklarował chęć wyjazdu kilku osób na ostatni etap do Algierii Jeżeli prawdą jest, że każdy ma taką władzę na jaką zasługuje, to mieszkańcy Lubartowa są zacnymi ludźmi.
Sporo po 10 wyjechaliśmy z miasta. Przez kilkanaście kilometrów towarzyszyło nam kilku rowerzystów z Relaksu i ścigacze szosowi z Lewarta, których trenerem jest były reprezentant Polski, Janusz Pożak. Sportowcy na swoich wyścigówkach trochę się męczyli tempem sakwiarzy jadących górskimi rowerami. Trochę z nudów pokazywali nam elementy swoich treningów. Najefektowniej wyglądał pokaz przepychania się w ciasnym peletonie.
Ok. 12.30, jak w każdy wtorek, mieliśmy łączenie z Radiem Szczecin. Tym razem Pani Redaktor namierzyła nas w Orzechowie, a terenowe studio nadawcze zorganizowaliśmy w cieniu jabłoni pod płotem.
Do Włodawy zostało niecałe 40 km. Jechało nam się bardzo dobrze, więc w niecałe 2 godziny, przez Sosnowicę i Kołacze dotarliśmy do celu. Ze statystyk wynikało, że był to najdłuższy odcinek etapu 21. Zrobiliśmy dzisiaj 100 km. Do prezentacji mieliśmy jeszcze 2 godziny, więc zdążyliśmy zjeść obiad w zajeździe, zainstalować się w internacie, gdzie stanęliśmy kwaterą i przygotować do prezentacji. We Włodawie gościliśmy w Młodzieżowym Domu Kultury, a główną publicznością byli gimnazjaliści, członkowie rowerowej grupy turystycznej. Po naszej prezentacji przedstawili swój pokaz. Dotyczył on kilkudniowego rajdu wakacyjnego, który odbyli po okolicy. Kilka pytań, dwie sprzedane książki i tak zakończyła się oficjalna część naszego dnia.
Dla mnie był to ostatni dzień podróżowania w etapie 21. Jutro powrót do Szczecina. Do Włodawy dojechał Zbyszek Gałęza, który przejął ode mnie rower i jechał kilka kolejnych dni przez Uhrusk, Grabowiec i Józefów. Wieczór spędziliśmy u moich przyjaciół nad pobliskim jeziorem Białym w Okunince. Rano wstałem pierwszy. Cichutko spakowałem swój plecak i pożegnałem się z Agnieszką, Tomkiem i Zbyszkiem.
[Zbyszek Sas]