A Ty co dziś zrobiłeś niebywałego? My przejechaliśmy rowerami 270 kilometrów. W pełnym sakwojażu, z Nevers do 19-tej dzielnicy Paryża. Jak się wpada na taki pomysł? Trzeba mieć sporo wyobraźni i kupiony bilet kolejowy z Paryża.
Niedziela w Nevers upłynęła nam bardzo leniwie. Wstaliśmy bez pośpiechu, spakowaliśmy się – byliśmy gotowi do wyjazdu, ale nie mając potwierdzonego noclegu na kolejną noc, postanowiliśmy skorzystać z uprzejmości naszych przyjaciół i zostaliśmy w mieszkaniu Sandrine i Ronana kolejny dzień. Wykorzystaliśmy ten czas na uzupełnianie relacji, a także na porządny odpoczynek. Całe popołudnie i wieczór opowiadaliśmy naszym gospodarzom o Afryce Nowaka, o Kaziku i o Polsce, bo bardzo zapragnęli odwiedzić nasz przepiękny kraj!
W poniedziałek wyjechaliśmy tak wcześnie, jak nigdy dotychczas. O 6:15 byliśmy gotowi do drogi. Znów zapowiadał się piękny dzień, śpiewały ptaki, po półtora godzinie wzeszło słońce. Było przyjemnie rześko, płasko, i wiatr nie wiał wcale! O 11tej, czyli w porze, gdy przeważanie dopiero wsiadaliśmy na rowery, przebyliśmy już 70 km. Pierwszy dłuższy postój, regeneracja, doładowanie baterii. Wciąż zamierzaliśmy dojechać „tylko” do Evry, na obrzeża Paryża. 70 km było więc mniej więcej 1/3 zaplanowanego dystansu. A jeszcze prawie cały dzień przed nami! Kasper jechał przodem, wciąż kilka, może kilkanaście kilometrów przede mną. Nawigowaliśmy niekoniecznie bezbłędnie – czasem drogowskazy wyprowadzały nas do wjazdów dróg szybkiego ruchu, czasem wprost na bramki autostrad, ale i tak jechało się wyśmienicie – Kasper odwiedzał co ładniejsze miejscowości, winnice, jechał bez mapy, na „czuja”, prawdopodobnie przejechał więc w poniedziałek dłuższy dystans ode mnie.
Jechaliśmy oddzielnie, więc nie uzgadnialiśmy tego pomysłu wcześniej, ale gdy po zmroku tabliczki kierunkowe na Paryż zaczęły wskazywać mniej niż 100 km, tląca się wcześniej myśl rozpaliła naszą wyobraźnię – może z rozpędu przejedziemy cały dystans zaplanowany na dwa dni? Tym bardziej że wciąż nie było potwierdzenia bezpiecznego miejsca noclegowego w Evry. I telefonicznie zdecydowaliśmy, że jednak „tniemy” do Paryża. Co to dla nas? Nie ma problemu! Na liczniku miałem przejechane już ponad 180 km, a jechało się wyśmienicie! Gdy Kasper organizował dla nas nocleg w stolicy Francji, wyprzedziłem go, i pędząc co sił w nogach i smaru w kolanach, starałem się dojechać do kolejnego większego miasta, w którym powinniśmy zrobić „zaopatrzenie” na najbliższe godziny. We Francji panuje nieznany w Polsce zwyczaj zamykania sklepów wielkopowierzchniowych o 19:30. 500 metrów przed dwusetnym kilometrem złapałem gumę. Kasper nadjechał 30 minut później. Rozplanowaliśmy drogę i gdy miał ruszać w dół, aby zdążyć do sklepu, okazało się, że i on nie ma powietrza w tylnym kole. Na szczęście było to jedyne łatania tego dnia i nocy!
Następne kilometry wysysały z nas ostatnie pokłady sił – zrobiliśmy jeszcze jeden dłuższy postój, odgrzaliśmy ostatnie zapasy liofilizatów, do Paryża pozostawało niecałe 40 kilometry. Już niemal słyszeliśmy miasto. W aglomerację wjechaliśmy tuż po północy – wjechanie do Paryża rowerami, nocą, po 240 kilometrach pedałowania nie należy do najłatwiejszych. I mimo że mieliśmy rewelacyjne, esemesowe wskazówki od Philippa i Małgorzaty, u których mieliśmy przespać się kilka godzin, to Porte de Choisy minęliśmy dopiero przed trzecią nad ranem! Przypomnieliśmy sobie Nowy Rok, gdy w wjeżdżając do Marsylii także nie spaliśmy prawie 24 godzin. Tamtego dnia także przejechaliśmy spory dystans – zaczęliśmy i skończyliśmy więc ten odcinek sztafety rekordowymi odległościami.
Dojechanie na północ Paryża zajęło nam kolejną godzinę. Byliśmy totalnie zajechani. Bardzo dziękujemy, wielkiej fance Kazimierza Nowaka i Afryki Nowaka, Gosi, która nie dość, że przyjęła dwóch strudzonych wędrowców w środku nocy, to jeszcze przygotowała im wygodne posłania i śniadanie rano!
Wstaliśmy około południa, czuliśmy wczorajszy dzień w nogach, ale byliśmy nieprawdopodobnie z siebie dumni! Od 1 stycznia 2012, do 10 stycznia przejechaliśmy 980 kilometrów, przy czym jeden dzień wypełniliśmy „stacjonarną” rundą W St. Etienne, a drugi, ten w Nevers, był całkiem bezrowerowy! Chcielibyśmy w przyszłym roku zorganizować rajd „dwójek rowerowych” z Marsylii do Paryża – początek o północy w Nowy Rok, limit dotarcia do stolicy: 10 stycznia – punkty przelotowe przez Przełęcz Republiki, Beaulieu, Nevers, meta pod dworcem Gare du Nord. Ktoś przyjmie nasze wyzwanie?
We wtorek do załatwienia pozostawało nam już tylko zorganizowanie „opakowania” dla naszych rowerów – tu z pomocą znów przyszła Gosia, która zawiozła mnie do sklepu z folią stretch i taśmą pakową. Ostatnie 4 kilometry na paryski Dworzec Północny to już zwykła formalność, następne przejedziemy z Poznania do Boruszyna.
Teraz jedziemy pociągiem Jan Kiepura, minęła północ, z niewielkim opóźnieniem wyjechaliśmy z Kolonii, do której też dojechaliśmy nieco spóźnieni z Paryża. W Brukseli podmieniano nam pociąg, bo się popsuł – nic nie może się odbywać „normalnie”! Właśnie minęła północ. Dziś 115. rocznica urodzin Kazimierza Nowaka, o którym opowiadamy poznanemu przed dwiema godzinami Grześkowi. Udostępnił nam dostęp do internetu i tylko dzięki jego uprzejmości możemy z Hannoweru wysłać tę relację i kilka zdjęć.
A na poznańskim Dworcu Głównym właśnie trwają przygotowania do symbolicznego zakończenia sztafety. Dostajemy smsy od osób, które tak jak my, są w drodze na dworzec, lub już tam są. Rano witać nas będzie młodzież z gimnazjum im. Kazimierza Nowaka, później przejedziemy rowerami na Cmentarz Górczyński i dalej do Boruszyna, gdzie będą przemowy, pokazy, opowieści z poszczególnych etapów. Pewnie dużo się będzie działo. Dopiero teraz zaczyna do nas docierać, że wracamy do Polski.
Do zobaczenia w Boruszynie!
[Norbert Skrzyński]