Od półtora miesiąca śledziłem przebieg 19. etapu Afryki Nowaka – śledziłem, tzn. kontaktowałem misje, które mogłyby przyjąć Sztafetę na nocleg. Od czasu do czasu wziąć normalny prysznic, zjeść normalny posiłek, przespać sie w normalnym łóżku i porozmawiać w normalnym języku – są to „luksusy”, które w pełni może docenić tylko ktoś, kto przez kilka dni, przepocony, atakowany przez wszędobylskie owady, czy w deszcz, czy w upał, pedałował przez wertepy Afryki równikowej. Nadto miałem okazję dwukrotnie spotkać ekipę w trasie: był to czas rozmów, porad, planowania i leczenia. Niekiedy chyba przydałem się jako tłumacz – ważne to było zwłaszcza, gdy trzeba było zrozumieć lekarza, który tłumaczył, czego i ile łykać (np. że Maciek ma brać nie 10 mililitrów a 10 kropel jakiejś tam mikstury). Dane mi było również zapewniać logistykę, tzn. dowieźć Agnieszkę do Carnot, gdzie dołączyła do Sztafety oraz organizować czy krótsze przejazdy, np. na lotnisko w Bangui, by odebrać (Agnieszka) czy wyprawić (Jacek) kogoś ze Sztafety.
W końcu zdziesiątkowana Sztafeta (Paweł) dotarła do Bouar i to mnie przekazano pałeczkę, by zorganizować etap 19 i ½, czyli KapTOUR (nie ja wymyśliłem tę nazwę, ale sądzę, że to aluzja m.in. do nazwy naszego zakonu, KAPucynów, i naszego charakterystycznego dużego KAP-TURA).
Następnego dnia Paweł wyjechał. Kierunek: Kamerun (dziś do niego dzwoniłem, wyszedł już ze szpitala w Yaoundé, ale musi jeszcze z tydzień tam zostać, by dokończyć kurację i zebrać siły). Ja natomiast mam tu na miejscu urwanie głowy: koniec roku akademickiego (jestem przełożonym domu seminaryjnego), a inni formatorzy powyjeżdżali już na urlopy. Trzeba zająć sie profesorami i studentami (moi współbracia z RŚA i Czadu), a do tego jeszcze akurat przyjechały „szychy” z Rzymu i w końcu zaczęła sie pora deszczowa, więc jest też mnóstwo intensywnej roboty „na wczoraj” w ogrodzie i w sadzie, problemy z wodą itp., itd. Krótko – nie ma szans, bym sam dowiózł „pałeczkę” do Goré w Czadzie.
Na szczęście inni misjonarze wykazali wiele entuzjazmu, by wziąć udział w Sztafecie. Około 10 dni temu przejechałem swój etap. Miał… 4 km długości. W tej samej miejscowości pracują Zbyszek i Ola Styrułowie – przyjechali tu w swoim miesiącu miodowym i mają pracować jako misjonarze świeccy przez dwa lata. Od razu zapalili się do wzięcia udziału w Sztafecie i to właśnie im przekazałem pałeczkę. W zeszłą sobotę (11 czerwca) motorem wyjechali do Bocaranga – miejscowości położonej 150 km na północ od Bouar, by przekazać ją dalej br. Robertowi Wnukowi. Wyjechali stąd we mgle i w deszczu, ale wiem, że szczęśliwie dojechali. A co widzieli i co usłyszeli – to już opowiedzą sami.
Wszystkich entuzjastów Kazimierza Nowaka i Afryki pozdrawiam serdecznie z deszczowego (z czego się cieszę) i ciepłego Bouar.
[br. Piotr Michalik, kapucyn, lider Etapu 19 i ½ Afryki Nowaka, „KapTOUR”]
Piotrze:) jak milo Cie czytac! Pozdrawiam goraco!
Sił nabieraj Pawle i nie dawaj się choróbskom!
Pozdrowienia też serdeczne dla Kaptourów! Ekipa etapu 20. już w blokach startowych!
Swietna robota Piotrze, przesylam gorace pozdrowienia calej ekipie Kapturnikow. Tu w Yaounde rownierz kraina deszczowcow.
Dla zainteresowanych, po dojezdzie do Yaounde dostalem wysokiej goraczki. Z podejrzeniem cierzkiej malari wyladowalem w szpitalu na opserwacji. Lerzalem 5 dni, wyszla ameba i cos jeszcze. Silne leki postawily mnie po 4 dniach na nogi.
Niedlugo moje kola znowu zaczna sie toczyc.
Piotrze !
Dziekuje za troske i pomoc – jestes prawdziwie bratem.
Niech Bog zawsze bedzie z Toba !
mama Pawla
Dzieki za długo oczekiwana relacje.