| Beni Suef, niedziela popołudniu, Maleknet (punkt z internetem prowadzony przez Ahmeda) |
Od czwartkowego wieczoru, kiedy to wróciliśmy do Kairu z nad Kanału Sueskiego wydarzyło się sporo, a nawet naprawdę sporo, włącznie z tym, że np. wróciliśmy do Kairu raz jeszcze i to niezupełnie dlatego, że chcieliśmy.
W skrócie i po kolei zarazem:
1) W piątek rano o 10. rano zamontowaliśmy tabliczkę na pięknie, w zielonym otoczeniu położonym budynku zawsze życzliwej nam polskiej ambasady w Kairze. Był ambasador Piotr Puchta, konsul Krzysztof Smyk, no i my w składzie powiększonym do 6 osób, bowiem właśnie przyłączył się do nas Sebastian. Tabliczka upamiętniająca Kazimierza Nowaka, mimo przeszkód i wybojów, znalazła więc godne miejsce. Tak się sprawy mają. Czy mogło być lepiej?
2) Mogło, gdybyśmy tabliczkę umieścili na którejś z piramid, bo faktycznie ludzi przewala się tam najwięcej. Ale i tak było nieźle, nawet bez montowania niczego na Sfinksie czy obok. Powtórzyliśmy kadry, jakie wybrał Nowak, wzięliśmy kilka własnych, ja chwilę podładowałem się energią z kosmosu i tak minęło nam popołudnie. No dobra – robią wrażenie te piramidy jak diabli, tyle że ciężko się pozachwycać, gdy hałas i ruch są jak na skrzyżowaniu.
3) Pożegnanie z Teofilem. Jeszcze się zobaczymy, po naszym powrocie do Kairu, ale tymczasem piątym uczestnikiem egipskiego etapu jest Sebastian. Dzięki, Teo! Bez Twojej znajomości arabskiego i bazy na Dokki bylibyśmy pewnie nie raz w ciemnej d.
4) Policja obrzydliwie nas oszukała (a my się daliśmy), a radiowóz rozjechał moją przyczepkę. W takiej kolejności. Prawdziwy hardkor, awantura, chaos. Było tak: ruszyliśmy na południe, kierując się do Sakkary (dodatkowa porcja piramid). Gdy zaczęło się ściemniać, policja (dołączyli tak jakoś do nas na trasie) poleciła nam zawrócić, że jakoby 5 km wstecz jest hotel, za którym będziemy mogli nieodpłatnie rozbić namiot. Uwierzyliśmy, a nie powinniśmy. Z 5 km zrobiło się co najmniej 15, co oznaczało, że wróciliśmy do rogatek Kairu. W dodatku na całej długości drogi wlókł się za nami radiowóz, niekoniecznie zachowując należyty odstęp, co skończyło się, jak się skończyło. A ile zabrało grubasowi zanim mnie przeprosił? Chcąc, nie chcąc, wróciliśmy do Kairu, bo mój sprzęt nadawał się do wymiany (ale tak się układają rzeczy – przypadki: piątek był pierwszym dniem, w którym dysponowaliśmy rezerwową przyczepką – tą, którą miał ze sobą Teofil, a on przecież właśnie zakończył swój udział w sztafecie; Sebastian jedzie na własnym sprzęcie).
5) Nocleg u Sebastiana, też na Dokki, może z 10 min piechotą od Teofila. Tyle przejechaliśmy w piątek. A na liczniku ponad 70 km.
6) W sobotę rano (ja już z nowym kółkiem, podziękowania jak zwykle dla Pawła) ponawiamy próbę przedarcia się gdzieś dalej na południe. Policji nie widać jest dobrze, za to między nami atmosfera bywa jak podminowana. Trochę kluczymy, krążymy, ale gdy już trafiamy, gdzie trzeba, plan zrealizowany zostaje jak należy. Co bowiem ma miejsce?
7) CYCLING IN MEMPHIS! Mimo wyraźnych sprzeciwów policji (od wczoraj wiemy aż za dobrze, że lepiej jest ich nie słuchać), wprowadzamy rower na obiekty niewielkiego muzeum na otwartym powietrzu w miejscowości Mit Rahina. Tyle zostało z tego, czym kiedyś było potężne Memphis. Alabastrowy Sfinks, przy którym to właśnie “odstawiam” Nowaka z rowerem, a także trochę posągów, w tym głównie Ramzesa II. Jeden z nich ogromnych rozmiarów i trzeba przyznać, że chłop (choć od pasa, a nawet brzucha, w dół ma deficyt siebie) był przystojny.
8 ) Ognisko i nocleg pod palmą. Kto by pomyślał? Dzień wcześniej policjanci kazali nam wracać, tłumacząc to, że jest tu niebezpiecznie, wczoraj zaś udaje nam się rozbić namiot na kawałku ugoru na polach nawadnianych przez prowadzące od Nilu kanały nawadniające (zielono dookoła, taki mamy krajobraz). Jak jest z niebezpieczeństwem, trudno powiedzieć, my w każdym razie zostajemy przyjęci bardzo miło. Chłopaki z wioski przychodzą z herbatą, mają też solidne zapasy suchych liści palmy na opał, siedzimy sobie, zajadamy ziemniaki z ogniska (ryż zrobiony przez Magdę też pierwsza klasa), Piotrek R., popularny “Roman”, przynosi gitarę (akceptacja ze strony grupy lokalnej umiarkowana, początkowo bowiem robią konkurencję hitami z telefonów, z czasem jednak dają się przekonać i nawet nagrywają coś na pamiątkę), jest chłodno.
9) Przed posiłkiem jeszcze idziemy z Romanem do najbliższej wioski, kupić właśnie coś do jedzenia. Anonimowo, bo jest już ciemno, a my w dodatku nie mamy rowerów, które zazwyczaj – nie oszukujmy się – utrudniają trochę “normalny” kontakt z ludźmi, bowiem przede wszystkim wzbudzają sensacją. Zresztą trudno się temu dziwić – poza wszystkim każdy z nich ma 3 koła. No ale – tym razem idziemy na lekko i wreszcie możemy podglądać z bliska. Jest nieźle. Wioska okazuje się małym miasteczkiem, pełnym sklepów, warsztatów, zaułków. Ludzie wracają z pól ze swoimi wołkami (przez chwilę stoimy razem z nimi w żywym korku), siedzą sobie, odpoczywają. Poruszanie po mieście ułatwia nam chłopak, który wszakże jako stały mieszkaniec atmosferą miasta zachwycony jest znacznie mniej od nas. Ćwiczy przy nas angielski, a za dwa tygodnie zaczyna naukę rosyjskiego. Krótka piłka – jego brat już tam jest. W Szarm.
To w skrócie te dwa dni, które może i nie wstrząsnęły światem, ale miały momenty, gdy zachwiał się co najmniej jeden (mój) rower. Sporo pominąłem.
A dziś? Jedziemy. Cel na ten dzień: Beni Suef. Tu też zatrzymał się Kazimierz Nowak, choć poza tym nie ma tam zdaje się nic szczególnego. Zobaczymy. Niestety może być ciężko ze śledzeniem pozycji, na dzień dobry mamy wszak awarie GPS-u.
Pierwszy raz na naszej trasie dostajemy aż tak silny wiatr z naprzeciwka, co bardzo utrudnia pedałowanie (a do przejechania ponad 80 km), pierwszy raz zostajemy też aż tak karczemnie oszukani przez panią prowadzącą przydrożny lokal z jedzeniem.
A meta?
Od jakichś 40 km przed miastem dostajemy hałaśliwą eskortę policji (włączają “koguta”, kiedy trzeba, a częściej, kiedy nie trzeba). Na rogatkach proponują nam nocleg przy drodze, my jednak chcemy zobaczyć też centrum. Okazuje się że przy skrzyżowaniu stoi samolot, tuż obok zaś jest uniwersytet.
[Piotr Tomza]
Visiting the arrest after Nowak
Cities such as Kantara, Beni Suef or Minja are actually non-distinctive; however, what makes them unique is the fact that Kazimierz Nowak was there.
Kantara is not the kind of place one would normally visit and Kazimierz Nowak did not choose to arrive there.
He went East from Cairo only to pick up the small format camera by Contax, which was much more practical than the one he already had.
However he remembered Kantara clearly because that’s where his trip was interrupted unexpectedly. The city is located by the Suez Canal and not only was he not permitted to cross the canal; he was arrested.
The Police headquarters is one of the oldest buildings in Kantara. It was built at the beginning of the 20th century and still stands now. The Pole was imprisoned in a cell there in the 1930’s.
“As a matter of fact, we were not arrested, but there were unpleasant moments,” laughs Piotr Tomza. “At the police station, we were told that the city – like 80 years ago – was unfriendly to foreigners and it’s impossible to spend the night there without permission. It actually turned out to be the most expensive accommodation on the Egyptian route.
Paweł and Piotr crossed the distance from Cairo to Kantara on bicycles very quickly. The other Piotr and Magda travelled by train. After their return to the capital and contrary to Nowak’s experience, they didn’t have to wait for the photographic parcel; the lens filter had already arrived from Poland.
The next day they hung another of Nowak’s commemorative plaques on the building of the Polish Embassy, which was beautifully situated amongst the greenery of the gardens. And by the Sphinx, they repeated the frames that Nowak had chosen decades earlier.
“The pyramids make a huge impression, although it’s difficult to admire them with the noise from the road traffic at the cross-roads,” notices Piotr.
Teofil – the one who understood Arabic perfectly – reached the end of the route. From this point on, he will be replaced by Sebastian, who from the very beginning, will be unlucky.
“The Police treated us dreadfully,” claim the cyclists. The story goes as follows:
“We were heading South and when it started to get dark, the police suggested that we turn back. Five kilometers back, there was supposed to be a hotel, behind which we would be able to pitch our tent. The five kilometers turned out to be at least fifteen, which meant we arrived back at the toll-gate of Cairo. Whilst travelling on the road we were followed by a Police car, which was being driven without due distance. The Police car ran into our bike trailer and we were forced to return to Cairo to change the equipment.
The following day, despite clear Police objection, they rode their bicycles on the small museum territory in front of Mit Rahina. Before them stood the impressive Memphis, now an alabaster Sphinx (beside which Piotr is photographed like Nowak before him), and some remaining statues, including Ramzes II.
In the evening they stop in the countryside. They camp under a palm tree and prepare a campfire. Some guys from the village visit them offering tea and bringing dried palm tree leaves for the campfire. Piotr takes the guitar and the locals make him compete with their cell hits.
The following night, in contrast to previous ones, is very pleasant. They stay in the Coptic center – Beni Suef. There is fresh air, nice apartments and the Egyptian team is promoted to the African Nations Championship semifinals to everyone’s joy.
“From there to Minja we have driven 130 kilometers,” says Piotr Tomza. “Unfortunately, the Police accompanied us throughout the whole journey, but they were more or less reasonable.
In one passageway, the Police car was riding no more than 20 meters in front of us. That enhanced our view of the rear of the pickup, and we clearly saw a big inscription “Chevrolet” and two men in green sweaters with firearms on their knees.
They obligatorily collect the stamps, because Beni Suef and Minja were on Nowak’s route.
Seguendo Nowak… al carcere
A dir la verità le città come Kantara, Beni Suef o Minja sono poco attraenti. Il loro vantaggio più grande e non di rado unico è che fanno parte della storia di Kazimierz Nowak.
Kantara non è una città alla quale si va per visitarla. Neanche Kazimierz Nowak ci si recò perché lo voleva.
Da Cairo all’est – a Gerusalemme- si recò solitamente per poter ritirare una macchina fotografica del marchio Contax con il quadro piccolo, molto più maneggevole riguardo quella che usò prima.
Però ha ricordato molto bene Kantara dal suo itinerario perché proprio lì hanno interrotto inaspettamente il suo viaggio. La città è situata al Canale di Suez, il quale non gli hanno permesso di percorrere. Il peggio è che l’hanno chiuso nel carcere.
Questo posto si è conservato fino a oggi perché un alloggio di polizia insieme con il carcere costituiscono il più vecchio edificio a Kantara. Funziona dall’inizio del XXesimo secolo e proprio qui il polacco fu gettato in gallera negli anni 30.
– In verità nessuno ci ha arrestato però i momenti spiacevoli non mancavano – scherza Piotr Tomza. Al commissariato ci hanno detto che la città – sia 80 anni fa che oggi – è poco amichevole per i forestieri ed il pernottamento senza permesso, la più cara cosa durante tutto l’itinerario egiziano, è impossibile.
Paweł e Piotr hanno percorso a biciclette la distanza da Cairo a Kantara in un tempo rapidissimo. L’altro Piotr e Magda – in treno. Dopo il ritorno a capitale- contrariamente a Nowak – non dovevano aspettare a lungo un pacco fotografico, perché è proprio arrivato un filtro per l’obiettivo, mandato da Polonia.
Il giorno seguente hanno montato un altra targa commemorativa del loro patrono nell’edificio dell’ambasciata polacca situata fra gli spazi verdi bellissimi. Accanto alla Sfinge hanno ripreso gli stessi fotogamma che Nowak prese decenni fa.
– Queste piramidi fanno una grande impressione. Però è difficile affascinarsi quando c’è tanto rumore e traffico come se fosse un incrocio- nota Piotr.
È la fine del viaggio di Teofil che parla arabo perfettamente. D’ora in poi sarà sostituito da Sebastian che già all’inizio ha un’iella.
– La polizia ci ha ingannato in un modo schifoso – contestano i ciclisti. Era così:
– Siamo partiti a mezzogiorno, e quando si faceva buio, i poliziotti ci hanno raccomandato di tornare indietro. Cinque chilometri indietro doveva esser un albergo dietro del quale potremmo piantare la tenda senza pagamento. Invece di 5 km c’erano 15km, e questo significava che siamo tornati al. confine di Cairo. Di più, tutto il tempo ci inseguiva un’autoradio, non rispettando uno spazio idoneo, il che ha causato l’investimento di un rimorchio. Volente o nolente , siamo tornati a Cairo perché l’equipaggiamento era adatto solo al cambio.
ll giorno seguente, malgrado evidenti obiezioni della polizia, i ciclisti inseriscono la biciletta tra gli oggetti di un piccolo museo all’aperto a Mit Rahina. Questo museo rappresenta i resti di una grande e potente, a suo tempo, città – Menfi: Sfinge alabastrino, accanto al quale Piotr finge di essere Nowak con la sua bicicletta, anche alcune statue, fra cui Ramesse II.
La sera i ciclisti fanno la sosta in provincia. Organizzano il fuoco e il pernottamento sotto la palma. Ragazzi del villaggio portano con loro il tè e le foglie secche della palma per il combustibile. Piotr porta la chitarra ed i locali concorrono con lui suonando i hit con i loro cellulari.
Il seguente pernottamento, diverso da altri, nel centro coptico a Beni Suef, gli fa anche un grande piacere. C’è l’aria fresca, belli pallazzi ed Egitto, con grande gioia del popolo locale, entra in semifinale calcistico della Coppa delle Nazioni Africane.
– Di là a Minja abbiamo percorso 130 km – racconta Piotr Tomza. – Purtroppo tutto il tempo in accompagnia della polizia più o meno ragionevole.
– Su un frammento dell’itinerario un’autoradio andava davanti a noi non più di 20 metri, il che diminuiva la nostra vista alla parte posteriore del pickup, una grande scritta Chevrolet e due uomini vestiti in pullover verdi con armi da fuoco sulle ginocchia.
Obbligatoriamente i ciclisti collezionano i timbri perché Beni Suef e Minja sono le città che Nowak ha visitato sul suo itinerario.