Wczoraj po raz pierwszy padło w ekipie całkiem poważne pytanie: Jaki dziś jest dzień tygodnia?
W pięć dni przejechaliśmy ponad 400, czyli średnio ponad 80 km dziennie, maksymalna, zauważona temperatura w słońcu 50 stopni, najwyższa w cieniu 39, średnio jadąc mieliśmy prawie 34 stopnie. Oczywiście staramy się wyjeżdżać jak najwcześniej, ale nie jest to wcale takie proste – i to nie dlatego, że nie możemy się zebrać. Nie. Bardzo dużym problemem stała się eskorta Policji, a właściwie żandarmerii, bo od wyjazdu z Ouargli uzbrojeni po zęby mundurowi nie odstępują nas nawet na krok. Sytuacja została chyba sprowokowana jeszcze w Polsce, podczas formalności związanych z naszą bytnością w Algierii – ostatecznie zostały nam zawieszone na szyje identyfikatory z „ostrzeżeniem”: „ministerialni” i jak dotąd w nasz przejazd zaangażowanych było ponad 50 żandarmów. Właściwie czasem jeździ za nami 5 terenówek z minimum 3 żołnierzami.
Marzyliśmy o pustyni, wolności, nieskrępowaniu przestrzenią i czasem, a odkąd rozpoczęliśmy etap, codziennie mieliśmy jakieś przejścia z naszą „ochroną”! Nie było czasu i sił wcześniej by na gorąco spisywać nasze emocje gdy od 8:00 do 13:00 czekaliśmy na wystartowanie z Ouargli, jak tego samego dnia godzinę przed zmrokiem wojsko nakazało nam dojechać do Touggurt, i ostatecznie noc spędziliśmy w hotelu. Nie najdokładniej teraz pamiętamy jak byliśmy zirytowani, gdy bez asysty mundurowych nie mogliśmy się nawet przejść na bazar, jak poganiali nas na postojach, jak nie potrafili zrozumieć gdy chcieliśmy by jechali jakiś czas przed nami, a nie za nami, bo wtedy osłaniali nas przed „wmordewindem”. Może dlatego o tym wszystkim zapominamy, bo udało nam się z niektórymi nawet zaprzyjaźnić, wykonują rozkazy, rozkazy przychodzące z Ministerstwa i traktują nas jak dyplomatów. Nie pamiętamy tego także dlatego, że wreszcie zaczęliśmy korzystać z ich obecności, bo przecież mają nas eskortować, a nie wskazywać drogę, ustalać czas i miejsce postojów – mają nam być pomocni, bo mamy być zadowoleni. I nic nie mogą nam zabronić – nauczyliśmy się jednak tego dopiero po 3 dniach jazdy…
Wracając jednak do sedna – tak czy owak, zawsze Nowak! Zarażamy i zarażać będziemy! W Ouargli odnaleźliśmy budynek misyjnego kościoła Ojców Białych, do którego Nowak chodził na niedzielne msze święte, odnaleźliśmy też budynek Domu Turysty, w którym podróżnik nocował. Udało nam się udzielić dwóch wywiadów dla algierskich TV (po środowych wiadomościach byliśmy zdecydowanie lepiej rozpoznawalni!), powiesiliśmy też tabliczkę na budynku dawnego kościoła – obecnie znajduje się tam muzeum rewolucji 1962 roku.
Już na początku pierwszego dnia jazdy, „pragnienie pustyni” zostało przygaszone przez bezsensowne biurokratyczne przepychanki pomiędzy Policją a Żandarmerią, którzy nie mogli się dogadać o której i gdzie drudzy od pierwszych mają nas przejąć… W dodatku, jak się można było spodziewać, gdy zaczęliśmy jechać, wiatr zmienił kierunek i otrzymywaliśmy srogie razy w twarze. I tak przez cały dzień, bez ustanku, aż do późnego wieczora.
Ouargli nie wspominamy najlepiej, głównie z powodu permanentnej obecności mundurowych. Mieliśmy tam jednak bardzo ciekawe i zaskakujące spotkania.. Najpierw recepcjonista w hotelu, Jonasz, przywitał nas po polsku: dzień dobry. Okazało się, że miał dziewczynę z Rudy Śląskiej, a jakiś czas mieszkał w Polsce – mówił w naszym języku całkiem dobrze. Drugie spotkanie nas zaskoczyło nie mniej – na popołudniowej kawie przysiadał się do nas pan Andrzej, obserwator unijny, oddelegowany by przyglądać się kampanii wyborczej i wyborom, które odbędą się 10 maja. Tyle osób mówiących po polsku w jednej małej Ouargli, chyba jeszcze nie było.
W ogóle to jak mogliśmy się przekonać, Algierczycy żyją wyborami. Nie tylko swoimi – w prawie każdej kawiarni czy sklepie komentowane były wyniki wyborów we Francji, a w każdej miejscowości, nawet kilkudziesięcioosobowej, znajdują się specjalnie przygotowane miejsca pod plakaty wyborcze.
Kolejne dni jazdy przez pustynię były naprawdę męczące i wyciągnęły z nas bardzo dużo energii – nawet Julia, specjalistka od pustynnej jazdy na rowerze mówiła, że Algieria jest dużo cięższa od etapu namibijskiego, bo w północnej Afryce oprócz doskwierającego upału, przeciwnego wiatru, dodatkowym czynnikiem wpływającym na zmęczenie jest monotonny krajobraz.
Po dwóch dniach dojechaliśmy do Touggourt, tu w planach mieliśmy powieszenie drugiej tabliczki, a także znalezienie kilku miejsc, które fotografował Nowak. Udało nam się wykonać jedno zdjęcie z serii dziś-wczoraj – monument upamiętniający pierwszy przejazd samochodami przez pustynię w 1922 roku wciąż stoi na centralnym placu miasta. Rano narobiliśmy bardzo dużo zamieszania na centralnym placu, bo trudno jest zrobić dobre zdjęcie bez zatrzymywania ruchu – nawet w tej sytuacji nasza „ochrona” na nic się nie przydała! Tabliczkę powiesiliśmy na niewielkim budynku kawiarni, tuż obok monumentu, zaangażowaliśmy do tego połowę mieszkańców, każdy chciał symbolicznie wkręcić chociaż kilka milimetrów wkrętu.
Znów wyjechaliśmy dość późno, ale kierunek wiatru się zmienił, i do kolejnego noclegu jechało nam się bardzo przyjemnie.
Musimy trochę wytłumaczyć sytuację, jaką zastaliśmy w Algierii, bo jest dla nas tak zaskakująca, że wciąż nie dociera do nas, że jesteśmy w tym kraju. Wszystko co tu robimy zostało prawie idealnie zaplanowane. Wiemy już mniej więcej skąd się wziął problem naszej eskorty – podczas organizowania jesiennych etapów, posłużyliśmy się rekomendacją wydaną w 2010 roku przez polski MSZ – ten dokument, nawet nie przetłumaczony z polskiego, przesyłany był pomiędzy urzędnikami, konsulami, ministerstwami i ostatecznie, ktoś siedzący przy kolejnym biurku stwierdził, że skoro we wszystko zaangażowany jest polski resort spraw zagranicznych, to trzeba nas traktować specjalnie i bez jakiejkolwiek konsultacji, przydzielono nam wojskową asystę. Oczywiście, teraz już nie jesteśmy w stanie odkręcić tej sytuacji – żołnierze mają swoje rozkazy, a my jesteśmy już tym wszystkim potwornie zmęczeni.
Teraz jeszcze lepiej rozumiemy co miał na myśli Kazimierz Nowak, opisując swoje zmagania z administracyjnymi barierami i ograniczeniami.
Pierwszą prawdziwą noc z dala od dużych osad spędziliśmy na werandzie niewielkiej szkoły, w wiosce EL Baardj – rano oczywiście przeprowadziliśmy dwie lekcje o Kazimierzu Nowaku, o tym skąd i dlaczego przyjechaliśmy, o tym dokąd zmierzamy i jak będziemy to robić. Ten poranek pokazał esencję Afryki Nowaka – zarażaliśmy w najlepsze! Całe wioski!
Kolejny dzień znów z wiatrem, więc całkiem przyjemnie, ale zaczęliśmy odczuwać trudy podróży – zaczęły zużywać się nasze kolana, ścięgna, żołądki. Do następnego noclegu dotarliśmy tuż przed zmrokiem, oczywiście w szerokiej asyście żandarmerii i „leśnych dziadków”, czyli formacji paramilitarnej, złożonej ze starszych panów, z nieco młodszymi karabinami. Tę noc spędziliśmy znów pod gwiazdami, ale zdecydowanie nie było to co na co czekaliśmy.
Rano zdaliśmy sobie sprawę, że mija tydzień od wyjazdu z Algieru – dziś dotrzemy do Biskry, w tym mieście Nowak odwiedził mera, tu też powiesimy kolejną tabliczkę. Może nawet odpoczniemy jeden dzień, bo zaczyna nam odbijać szajba.
PS – kartki napisane i wysłane! Mamy ogromny niedosyt pisania relacji, wysyłania zdjęć i filmów (filmów mamy naprawdę bardzo dużo!), ale rzeczywiście jesteśmy bardzo zmęczeni i brakuje nam czasu. Teraz zaczną się góry, łatwiej nie będziea, mamy jednak nadzieję, że wreszczie w spokoju usiądziemy przy zaległościach!
Halo
I Fethi Warkala
Mam nadzieję, że wizyta w mieście i dobry Warkala
Pomimo trudności napotykanych
Warkala zaprasza przez cały czas
Bezpieczeństwo ruchu drogowego i dobry wyjazd
213775947203
fathicom@maktoob.com
Znakomite relacje Państwo piszecie.
Oczy wyobraźni pracują – jakbyśmy tam byli.
Juleńko, buziaków milion!!!
Dla Panów pozdrowienia.
Dobrej dalszej drogi i trzymamy kciuki.
Asia i Maciek