Przygotowania do CZADOWEGO startu – od kuchni

Siedzimy już w pociągu, najgorsze za nami. Koniec stresu pakowania, odhaczania kolejnych pozycji z list na niezliczonych karteczkach, załatwiania ostatnich pilnych i ważnych spraw. To znamienne, że w miarę zbliżania się terminu wyjazdu, liczba pozycji na tych listach zamiast maleć – wciąż rośnie! Stres tym razem był naprawdę spory, i trudno powiedzieć, co można było załatwić wcześniej, żeby go uniknąć. Ale to już jest koniec, nie ma już nic, a raczej przed nami już tylko to co najlepsze w podróży! Wszystkie załatwione, a także te niezałatwione sprawy zostawiamy za sobą, cieszymy się z tego, co się nam udało zrealizować przed wyjazdem i powoli godzimy się z niezałatwionymi sprawami. Ważne, że bilans wypada zdecydowanie dodatnio!

 

Wizowy horror

Z załatwieniem wiz najedliśmy się sporo strachu, bowiem mało brakowało, a nie zdążylibyśmy odebrać ich na czas. Zdecydowałem się skorzystać z ambasady Czadu w Paryżu a nie w Berlinie, bowiem w tej pierwszej wiza była tańsza i ważna trzy razy dłużej. Jedyny problem to odległość – trzeba było załatwić sprawę korespondencyjnie. Jako, że urzędnik ambasady w rozmowie telefonicznej gwarantował wydanie wiz w przeciągu 48 godzin, nie musieliśmy się bardzo spieszyć. Potem poczekaliśmy jeszcze kilka dni z wysyłką na Andrzeja – który dołączył do nas w ostatniej chwili. Zrobiło się dwa tygodnie do odjazdu. Wysłane paszporty dotarły do Paryża po dwóch dniach, jednak na odbiór musieliśmy poczekać kilka dni dłużej – do ostatniego wtorku. Przestrzegano mnie przed zostawieniem ambasadzie wysyłki paszportów, zatem zmuszony byłem uruchomić nielicznych znajomych z Francji. Ostatecznie wujek mojego kolegi pracujący w Paryżu zdeklarował się odebrać dokumenty i przesłać nam kurierem. Choć teoretycznie powinny były dojść na czas, czyli w piątek, to ryzyko związane z brakiem najmniejszej rezerwy było spore. W obliczu poważnego zagrożenia naszego wyjazdu, mój ojciec zaproponował, że uda się do Paryża po nasze wizy, aby oszczędzić nam stresu do samego końca. W czwartek wylot, w piątek powrót – tanie linie to błogosławieństwo…
Mama zażartowała, że zrobiłem tacie prezent na dzień ojca w postaci wycieczki do Paryża.

Akcja tratwa

Spływ tratwą o konstrukcji z dętek samochodowych chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu, gdy zobaczyłem na pewnym znanym festiwalu podróżniczym prezentację o takiej wyprawie. Budowanie i rejs tratwą wydało mi się być swego rodzaju kwintesencją prawdziwej przygody podróżniczej. Ale przeszkodą w zorganizowaniu spływu tratwą był brak czasu w związku z wyjazdem do Czadu z Afryką Nowaka. Zatem plany „dętkowe” trzeba było odłożyć na później.
Tymczasem, gdy wczytałem się w losy Kazimierza Nowaka na odcinku przez Czad, okazało się, że miał miejsce pewien ciekawy epizod. Mianowicie, gdy Kazik dotarł do Bongor nad rzeką Logone, wynajął łódź i popłynął nią w dół  rzeki ok. 50 km, aby dotrzeć do wioski Muzgoum, zamieszkałej przez lud Gulajów ze szczepu Banana. Na łódź zabrał swój rower, aby nim stamtąd wrócić – już lądem.
Pomyślałem sobie, że warto by powtórzyć tą eskapadę, gdy będziemy na miejscu w Czadzie. Tymczasem należy przeprowadzić trening na miejscu!
I tak, w gronie współtowarzyszy sztafetowych oraz kilku innych przyjaciół zorganizowaliśmy tratwianą imprezę na Warcie. Odbyła się ona w zeszły czwartek (Boże Ciało), bezpośrednio nawiązując na startu naszego etapu Sztafety. Maciej (Pastwa) jak zwykle bardzo pomocny, pomimo swej wciąż niewyleczonej nogi pomógł nam przetransportować sprzęt do Puszczykowa – na start. A zanim to nastąpiło, musieliśmy dętki napompować na stacji benzynowej w Poznaniu. Przy drugiej dętce silnik kompresora się przegrzał i musieliśmy wołać pana z obsługi stacji o włączenie bezpiecznika. Za drugim razem zostawił nam otwartą skrzynkę i poinstruował co i jak. Ostatecznie po ok. pół godzinie 6 wielkich dętek od maszyny rolniczej było napompowanych i wraz z  5-oma paletami (na których notabene leżał wcześniej papier na książki Nowaka w Wydawnictwie Sorus) pojechały maciejową furgonetką do Puszczykowa.
Na miejscu, po znalezieniu dogodnej plaży, zaczęliśmy konstruować nasz pojazd. Okazało się, że w naszym towarzystwie ludzi twórczych było zdecydowanie więcej od ludzi gotowych realizować cudze pomysły, zatem długo spierały się różne koncepcje budowy tratwy. Ostatecznie zwyciężył trójkąt, tzn. konstrukcja oparta o kształt tej doskonałej figury.
Budowie przewodniczył Andrzej (nie mylić z Andrzejem Z. – uczestnikiem naszego etapu), który z zawodu jest architektem. A że z zamiłowania jest także duszą towarzystwa i barwną postacią w ogóle, zatem proces budowy tratwy dostarczył nam nie mniej wrażeń jak sam spływ.
Gotową już tratwę zwodowaliśmy, wprowadziliśmy na nią sztafetowego Brennabora i uroczyście ochrzciliśmy ją imieniem CZADOWA. Strzał korka butelki szampana, obfity trysk po załogantach i wypływamy!
Równolegle ruszyła ekipa rowerzystów, śledząc nasze poczynania z nadwarciańskiego szlaku rowerowego.
Po drodze następowały wymiany załogi z rowerzystami, więc każdy się nawiosłował i napedałował.

Na koniec chciałbym podziękować w imieniu całej naszej czwórki wszystkim, którzy pomogli nam w zorganizowaniu naszego etapu. Zupełnie nieocenioną pomoc uzyskaliśmy od misjonarzy, z br. Benedyktem Pączką i br. Stanisławem Worwą (polskim misjonarzem w Czadzie). Bez ich pomocy nie wyobrażam sobie logistyki przedsięwzięcia od załatwienia wiz począwszy, a skończywszy na wsparciu logistycznym na miejscu.
Cieszymy się, że zdobyliśmy zaufanie nowych sponsorów Sztafety, którzy wsparli nasz etap. Szczególne miejsce ma firma Stomil. Szczególne nie tylko ze względu na wielkość wsparcia, ale także z powodu ciągłości historycznej. Poznański Stomil bowiem był praktycznie jedynym sponsorem Kazimierza Nowaka, przysyłając mu kilkakrotnie opony i dętki oraz wsparcie finansowe. To właśnie za pieniądze od Stomila Kazik mógł zakupić i przygotować słynną łódź „Maryś”. Dziękujemy także pozostałym naszym sponsorom, których logotypy widnieją nad naszymi relacjami, a także głównym sponsorom Afryki Nowaka, na których cały czas możemy liczyć: Brennabor (dziękujemy ze wypasione opony!), PNiG Kraków, Crosso (nasze żółte sakwy i ich serwisowanie), BCM Nowatex za nasze ciuchy wyprawowe, Extrawheel za przyczepki do rowerów, Tatonkę od namiotów, a tym razem super namiotów-moskitier. Pamiętamy także o Bergsonie, Mieście Poznaniu oraz Deutsche Banku.
Osobne podziękowania kierujemy do organizatorów całego przedsięwzięcia ze Stowarzyszenia „Afryka Nowaka” za pomoc logistyczną w naszych przygotowaniach.

Uściski dla Wszystkich Czytelników relacji!
Następna relacja – już z Czadu.

Dominik z zespołem: Kasią, Ullą, Andrzejem i Magdą

 


Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV