Skomplikowany początek misji etapu Angola I

 Dziś jest poniedziałek, 13. grudnia, 5 dzień od wyjazdu z Polski, a wydarzyło się już tyle, że aż trudno to wszystko ogarnąć. W telegraficznym skrócie lista dotychczasowych perypetii (nie przejmujcie się jednak, mimo wszystko humory mamy wspaniałe :-):

  1. Warszawa: znalezione niewybuchy obok pasa startowego spowodowały, że zablokowano ruch wokół Okęcia, ledwo zdążyliśmy na koniec odprawy; odwołany lot do Paryża – lecimy więc przez Brukselę; problem ze „zmieszczeniem” nas w samolocie do Brukseli;
  2. Bruksela: zapomniany PIN do nowego telefonu Agnieszki, duży guz na głowie Jerrego po spotkaniu z wyświetlaczem lotów w Brukseli, uciążliwa kontuzja pięty Agnieszki
  3. Luanda: zagubiony karton ze sprzętem (m.in. namioty, widelce i sporo sprzętu dla ekipy Angola2) – przesuwamy wylot w stronę Namibii na wtorek; spalony obwód zasilający w aparacie Jerrego; późno docierają do nas namioty załatwione przez znajomych Mirka Łajło, jeden z nich okazuje się być bez tropiku – pół poniedziałku zajmuje nam znalezienie brezentu by w ten sposób minimalnie zabezpieczyć się przed deszczem; niedzielny wypad nad ocean skończył się kilkoma szwami pod lewym kolanem Norberta 

Choć jeszcze nawet nie rozpoczęliśmy etapu 14. to zdarzeń i wrażeń mieliśmy już bardzo dużo – niemniej bez pomocy dobrych ludzi mieszkających w Luandzie nie wyjechalibyśmy nawet z lotniska… Naszym Aniołem Stróżem jest Mirek Łajło, to on dał nam schronienie na kilka dni w Luandzie, organizował transport po mieście, służył radą i wszelką pomocą,  dzięki niemu kilkunastu współpracowników z jego firmy mogło poznać historię Nowaka, serdecznie mu dziękujemy za wszystko co dla nas zrobił, szczególnie za lekcję golfa!! Od razu ciepło pozdrawiamy Dorotę, mamy nadzieję, że chłód polskiej zimy nie jest już taki straszny! Bardzo dziękujemy Trishy i Simonowi za pożyczenie namiotów i żywiołowe zainteresowanie projektem Afryka Nowaka, Jarosławowi Popisowi z sopockiej firmy Navimor, dzięki której sprawnie przemieszczaliśmy się w pierwszych dniach w Luandzie (Bernard to całkiem zwariowany kierowca!), dziękujemy również Tony’emu za umożliwienie nam skorzystania z firmowego samochodu pod koniec pobytu w stolicy.

Kazimierz Nowak nie odwiedził Luandy, podążając przez środkową część Angoli dotarł do fazendy Boa Serra (własności hr. Michała Zamoyskiego), niedaleko dzisiejszego Huambo, i dalej udał się na wschód w stronę granicy z RDC. O nadmorskiej części Angoli do żony pisał: „Nie mam wcale zamiaru zwiedzić tą część Angoli – nic tam ciekawego – małe nadmorskie miasta – dużo bastardów i brudu kolonjalnego. Wolę centralną część Angoli – to jest wschodnią – pograniczne Conga Belg – krokodyle, hypopotamy – słonie i ludzie pierwotni jeszcze – to dla mnie korzystniejsze!”

My też chcielibyśmy przejechać do Nowej Lizbony (Huambo) przez środek Angoli, kusi nas jednak spotkanie w Bengueli wiekowego angolskiego kolarza, który chciałby wziąć udział w sztafecie. Jeszcze się nad tym zastanawiamy – tymczasem staraliśmy się dbać o kondycję i dobrą formę, codziennie przejeżdżaliśmy po kilkadziesiąt kilometrów na rowerach treningowych w miejscowej siłowni, do dyspozycji mieliśmy także 20. metrowy basen, na którym o poranku przepływaliśmy minimum pół kilometra…

Energia do rowerowania rozpierała nas do tego stopnia, że z pół godziny spędziliśmy w centrum handlowym Belas Center, gdzie w jednym ze sklepów Aga i Ewa przymierzały się do dziecięcych rowerków…

W piątek spotkaliśmy się z pracownikami Ambasady RP w Angoli – niestety trafiliśmy na czas gdy rozwiązywano jakiś duży problem z umową najmu budynku ambasady i nie mogliśmy długo zajmować czasu – mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze spotkać z Panem Ambasadorem Garzteckim na początku stycznia. W piątek wymieniliśmy także dolary na kwanzy – kontor dość specyficzny, bo pod baobabem – obsługa wyłącznie damska plus ochroniarz z bronią i  w dziwnym mundurze, pewnie z czasów wojny domowej…

Dziś odwiedzili nas dziennikarz z Novo Jornal, Antonio Paulo oraz fotoreporter Afonso Francisco – wywiadu udzielili Jerry Kamecki oraz Norberto Skrzynski, panie w tym czasie dokonywały zakupów i zapoznawały się z miastem.

Jesteśmy już po odprawie bagażu na lot do Onjivy, poszło zaskakująco łatwo, planowy wylot z lotniska w Luandzie g. 6:00 – mamy nadzieję, że całkiem wyczerpaliśmy limit nieplanowanych atrakcji!

Z ekipą Filipa Kierzeka zamierzamy się spotkać około południa, czyli w czasie łączenia na antenie Radia Szczecin, serdecznie zapraszamy do słuchania, jeśli nic nas nie zatrzyma to będzie to pierwsze przekazanie pałeczki transmitowane na żywo!

7 komentarzy to “Skomplikowany początek misji etapu Angola I

  1. Konrad Road Runnerus Brennaborus pisze:

    Wystawne kolacje, golf, baseny (w dodatku czerwone)… :)? czy ja dobrze widzę??? czy to Afryka Nowaka czy Club Med??? :))) Czekam na Afrykę Nowaka, a nie Club Med 🙂 Mocno ściskam wszystkich szpiegów i deszczowców i przesyłam pozdrowienia od smoka wawelskiego, kp

  2. ciolo pisze:

    O KARAAAMMBA.
    MAMmamija zielona pietruszka, ledwo zaczeli, a już w kraina deszczowców ich przygódami wita 🙂
    oby samych dobrze zakończonych, bo trza jeszcze Norbi pogadać 😉

    pzdr dla całej ekipy

  3. lukaszpalka pisze:

    Nieźle zaczynacie :))) Powodzenia!

  4. Ewa pisze:

    Dzieje się:) i o to chodzi. Trzymam kciuki:)

  5. zsas pisze:

    basen, siłownia, golf i miss Angoli w przebraniu Świętego Mikołaja. Taka wyprawa to rozumiem…

  6. Eliza pisze:

    Trzymam kciuki! No cudni jesteście:)

  7. pt pisze:

    Najważniejsze, że jest przygoda!

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV