Pozdrawiam jako ostatni członek etapu 19 i ½ Afryki Nowaka, czyli KapTOURa! Największy wzrostem a najmłodszy stażem w Afryce, odpowiedzialny za przewiezienie książki-pałeczki w Czadzie.
Mój staż na tej ziemi to zaledwie 9 miesięcy, a od dwóch miesięcy poślubiłem, czyli wziąłem pod opiekę, trzy sektory parafii w Gore – długiej i szerokiej na 100 km. W zasadzie to obszar naszej polskiej diecezji. Dostałem propozycję wzięcia udziału w Afryce Nowaka i po wielu namowach postanowiłem się zgodzić. Tak stałem się członkiem KapTOURu!
Między swoimi obowiązkami – kończeniem budowy studni, opieką nad chorymi, układaniem spotkań z katechistami – wkleiłem jeszcze przejęcie pałeczki na cześć Kazika, który nie zawsze spotykał na swojej drodze życzliwych misjonarzy. Taka forma zadośćuczynienia.
Niestety nie zdałem egzaminu! Nie okazałem się dobrym turystą. Młoda żona (czyli moje wspólnoty, w których posługuję) nie pozwoliła mi się zostawić na długi czas. Posługując się sprawnym samochodem, pozyskałem sztafetowy atrybut i przewiozłem go do umówionego miejsca – czyli do Gore, a w zasadzie do Sarh – by następnie przekazać nowej ekipie, uczestnikom etapu 20.
Poruszałem się po miejscach, które już widziałem i dość dobrze znałem, choć dotąd raczej je odwiedzałem niż zwiedzałem.
Pierwsze poruszenie się we mnie ducha turysty nastąpiło po otwarciu książki-pałeczki, która jest już prawie w całości zapisana przez napotkanych na drodze Sztafety ludzi. Różne języki, różne charaktery pisma, a także wyraźne ślady użytkowania mówią o przebytej przez nią drodze. O jej historii, o przygodach – czy można być tak zupełnie obojętnym na to wszystko?
Ja też zapragnąłem być turystą!
Tak jak Kazik. Tylko ta „młoda żona” czekała: jej zapach, jej potrzeby, jej wzrok, jej bliskość, jej czułości, jej problemy. „Moja piękna” jest często bardzo biedna, uboga, nie umie czytać ani pisać, często jest brudna, chora, pije brudną wodę, je raz dziennie, a tak w ogóle to w większości to dzieci. Piękne, uśmiechnięte. Żal ich tak zostawiać, żal każdej minuty bez nich. Stąd ten pośpiech w dostarczeniu pałeczki.
Dzięki tej wyprawie zyskałem refleksję dotyczącą tego, jakie są różnice między turystą a misjonarzem. Turysta jest wolny. Ma swój wolny czas, nie czuje żadnej presji, zatrzymuje się gdzie chce, szuka wrażeń, wyzwań, ciekawych ludzi, różnych kultur. Nie martwi się o brudną wodą, posiada dziś wynalazki armii USA i w zasadzie może pić nawet wodę z kałuży. Chce doświadczyć potężnych burz, może nawet burzy piaskowej, chce jeść, może zobaczyć różne egzotyczne potrawy, owoce, zwierzęta! Dba o siebie.
A misjonarz? Chce urodzaju dla tych ludzi, nie zgadza się na brudną wodę w studni, chce czystej, smacznej, zdrowej wody dla tych, do których jest posłany, nie zgadza się na brak higieny, na obrzezywanie kobiet, na korupcję, na kradzieże, na niesprawiedliwość! A często taki właśnie jest los ludzi tu mieszkających. Misjonarz nie ma czasu na turystykę. Młoda żona czeka. I pragnie.
Mieszkam tu. Z tą moją biedną żoną!
A tymczasem przekazałem pałeczkę ekipie etapu 20. Miło było się spotkać, poznać ludzi radosnych i oddanych idei. Odwiozłem ich do Sarh, zrobiłem jeszcze ostatnie zdjęcia i… znowu dusza turysty obudziła się we mnie, gdy odjeżdżali!
Też bym chciał tak jak oni, na tych dobrze wyglądających rowerach. Może, gdy za rok będę miał urlop? Będę miał wolny czas, a ktoś zaproponuje mi wyprawę, bym poczuł się jak turysta. Już dobrze znam to uczucie, bardzo dobrze. Więc czekam na propozycję podróży.
Jednak żona nie pozwala mi zajmować się długo wyprawą! Wzywa! Umarł katechista, trzeba go pochować, więc w drogę! 300 km do pokonania, by być w tej ostatniej drodze z tym, który wzywał do modlitwy!
Żona to miłość! Kochajcie swoje żony, poświęcając swoje życie!
Z Bogiem. Ruszajcie w pokoju Dominiku, Andrzeju, Kasiu i Ullo!
[br. Artur Ziarek]
Oczarowana zakochanym w zonie misjonarzem chetnie dam szanse drzemiacemu w sercu turyscie na zwiedzenie Wyspy krolowej Elzbiety. A jesli przy okazji moj maz nauczy sie tak pieknie do mnie mowic bede wnebowzieta 🙂
Modle sie za Ciebie juz 15 lat br. Arturze.