No i stało się – „Pałka” został przekazany! Tym samym rozpoczęliśmy Etap 13. Sztafety Śladami Kazimierza Nowaka – etap, który nazwaliśmy „Rowerem w saunie”. No ale zacznijmy od początku.
17 listopada 2010
Wczoraj wieczorem nasza czwórka zawitała w Gobabis – nie obyło się oczywiście bez małych perypetii. Nasz nieoficjalny start miał miejsce w Windhoek – stolicy Namibii, skąd mieliśmy dostać się w rejony Gobabis. Niestety w Namibii to nie bułka z masłem. Brak publicznego transportu oraz brak samochodów w wypożyczalniach, w połączeniu z ogromną ilością bagażu (plecaki, przyczepki i zepsuty rower Konrada) postawiły pod znakiem zapytania nasze dalsze plany. Ale – jak to się mówi – przyjaciół poznaje się w biedzie! Dzięki nieocenionej pomocy naszego, poznanego na couch surfingu, namibijskiego przyjaciela Haiko, na pace jego samochodu przemierzyliśmy ponad 200 km aż do Gobabis, a potem do znajdującego się 15 km dalej Gunichas, gdzie spotkaliśmy się z ekipą „pędziwiatrów”.
Podczas wspólnej herbatki na misji katolickiej otrzymaliśmy bezcenną wiedzę od zaprawionych już w bojach po namibijskich bezdrożach Asi, Łukasza i Juli. Rano nastąpiło tradycyjne przekazanie pałeczki, które odbyło się w dość nietypowy sposób 😉 Pod ogromnym kaktusem przekazaliśmy sobie pałkę – Łukasza Pałkę ;), który dzierżył w dłoni naszą sztafetową książkę. Julia i Asia z 12tki ciągnęły mocno, ale Kuba przeważył szale i tym oto sposobem Pałka nasza. I tak zaczyna się nasza przygoda śladami Kazimierza Nowaka!
Nie próżnując, po szybkim przeglądzie rowerów i zapakowaniu sakw, ruszyliśmy w drogę. Pierwszym przystankiem było właśnie wspomniane wcześniej Gobabis, w którym Kazik spędził około tygodnia czekając na pocztę od swojej żony. Poczta niestety została wysłana jeszcze do Gumuchas do państwa Wiśniewskich. Gobabis jest obecnie nazywane „namibijskim Teksasem”, z powodu licznych farm, gdzie hoduje się bydło. Przy wjeździe do miasta stoi nawet byk rasy Brahman. Pierwszy raz mieliśmy okazję podziwiać pomnik krowy 😉
Jak przystało na Etap 13ty, szczęście jak się okazuje dopisuje nam od samego początku;) Po krótkich poszukiwaniach zlokalizowaliśmy miejsca, do których zawitał Kazik. A mianowicie: kościół katolicki pod wezwaniem św. Konrada oraz magistrat. Niestety nie udało nam się trafić na ślad osób pamiętających naszego podróżnika. Nasi przyjaciele z couch surfingu znaleźli nam nawet najstarszą osobę w Gobabis (94-letnia), ale niestety okazało się, iż do Gobabis przyjechała „zaledwie” 50 lat temu. Znaleźliśmy za to księdza, który wpisał się do kazikowego pamiętnika – Pater Johannes Dohren. Jego grób znajduje się na terenie kościoła. Sam kościół zbudowano w roku 1935, czyli w rok po odwiedzinach Kazika. Budynek ze zdjęcia wklejonego do kazikowej kroniki znajduje się po drugiej stronie ulicy i jest aktualnie szpitalem. W magistracie, czyli w budynku sądu niższej instancji, który za czasów Kazika pełnił, jak nam się wydaje, nie tylko rolę sądu, ale i administracji, porozmawialiśmy z kierownikiem.
Afryka ciągle nas zaskakuje – a to deszczem, a to niespotykaną wręcz gościnnością. Spodziewaliśmy się już biwakować wśród bezkresnej namibijskiej przestrzeni, tymczasem stanęliśmy gościną u Willema i Schalka na farmie, która jest aktualnie przerabiana na hotel safari (www.TheSafariBoys.com). Nie obyło się bez tradycyjnej kolacji, na której serwowano południowoafrykańskie potjie, polewano dobre południowoafrykańskie wino i lokalny likier amarulla, o domowym chlebie i domowych konfiturach nie wspominając.
Jutro wypoczęci i nakarmieni 😉 ruszamy w dalszą drogę!
[Maja, Magda i Filip]
Pięknie! Połamania kół! (ale nie rąk ani nóg)
Kolejny świadek podróży Kazimierza Nowaka odnaleziony przez sztaferowiczów. Co prawda nieżywy, ale w 100 % wiarygodny. Świadkowie poszukiwani żywi lub martwi. Dobry zwiastun już na początku wyprawy.