Największym problemem dla roweru jest piasek. Piaszczyste nawierzchnie są tutaj jednak zróżnicowane. Po prawdziwych wydmach w zasadzie jeździć się nie da, choć na I etapie zdarzało nam się wielokrotnie zjeżdżać z wielkiej wydmy. Musi to być stok po stronie nawietrznej, gdzie piasek jest bardziej zbity i tworzy nawierzchnię wystarczająco twardą, aby utrzymać cyklistę na nieobciążonym sakwami rowerze. Warunkiem koniecznym jest ekstremalne obniżenie ciśnienia w oponach – na granicy „flaka”.
Ale morza piachu to tylko niewielka część Sahary, które cyklista powinien omijać. Największą część obszaru pustyni stanowią rozmaite hammady (tzw. pustynie kamieniste). Rowerzysta nie zawsze trzyma się wyjeżdżonych przez samochody terenowych szlaków – często warto jechać na skróty, bezpośrednio po – „dziewiczej” hammadzie. Jazda taka przynosi wiele przyjemności z pokonywania kamienistego terenu, ale pod warunkiem, że mamy dobre szerokie, kewlarowe opony z agresywnym terenowym bieżnikiem, napompowane „na kamień” (nas firma Brennabor zaopatrzyła w opony marki Schwalbe DD NOBBY NIC 2.25”). Inaczej stracilibyśmy co najmniej dętkę na pierwszym z całej masy ostro zakończonych kamieni.
Niestety, najczęściej powierzchnia Sahary ma charakter mieszany. Pod cienką skorupą zaschniętego piasku lub żwiru, usianego kamieniami różnej wielkości, znajduje się sypki piasek. Pokonywanie takiej powierzchni na twardych oponach to prawdziwa męka. Trzeba zatem spuścić trochę powietrza, ale nie za dużo, żeby uchronić się przed uszkodzeniem koła. Zbyt miękkie koło jest niezwykle wrażliwe na kolce licznych tutaj drzewek akacji, czego doświadczyliśmy kilkanaście razy podczas tygodniowej przeprawy z Timsah do Zellah.
Często stajemy przed dylematem: jechać szybko na miękkich oponach i ryzykować awarię na kamieniach i kolcach, czy pompować na full i bez większego ryzyka mozolnie kręcić młynki w piasku. Tak czy inaczej warto mieć kilka zapasowych dętek, żeby w razie awarii nie tracić czasu na naprawę przebitej – tym można zająć się wieczorem na postoju.