Hej kolęda, kolęda! Polskie Sercanki i libijscy harcerze (dzień 58)

W pierwszy dzień roku przyjęły nas Siostry Sercanki o wielkich sercach (fot. Anna Grebieniow)

Przybieżeli do Betlejem pasterze! – śpiewamy ile sil w płucach pod domem Sióstr Sercanek na terenie szpitala dziecięcego w Bengasi. Widzę, że firanka się porusza i po chwili wpadamy w objęcia niezwykle serdecznych rodaczek. Ale radość, buzie śmieją się wszystkim, Kasper uruchamia kamerę by uwiecznić wzruszająca chwile. – Opowiadajcie co tu robicie, ach jak milo gościć Polaków! – witają nas Siostry. Odwiedzamy kaplice, zwiedzamy bez ogródek i po chwili zasiadamy do stołu. Cóż za frykasy i ta serdeczność, czuje się niemal jak w domu.

Jakie to niesamowite, przede mną leży prawdziwy polski makowiec! Siostry podsuwają nam fantastyczne wypieki a my z kolei mamy wypieki na twarzach. – Zobacz Ania – Kasper podaje mi świątecznego pierniczka – jaki piękny! I herbata nie żadna siekiera z cukrem (roztwór nasycony) lecz normalna, jak u nas, na sznureczku;) i z cytryna. Jestem oszołomiona. Atmosfera jest taka…po prostu rodzinna.

"Oj przydałby się nam rower..."

Pokazujemy trochę zdjęć z naszej podróży – Ach, jaka piękna ta pustynia, sporo przejechaliście – padają komentarze. My z kolei wypytujemy o ich życie tutaj. – Kiedyś jechałyśmy z siostrami przez pustynie i nagle niebo zrobiło się czerwone, piasek zasłonił wszystko, spałyśmy w namiocie i bałyśmy się, ze zasypie nas na amen – opowiada siostra Waleriana, która już 24 lata jest tu na misji – widoczność była może na metr, na wyciągnięcie reki – dodaje. Brrr…mieliśmy zatem sporo szczęścia, ze żadna z „naszych” burz nie była tak dramatyczna. Siostry pracują tu jako pielęgniarki, zajmują się dziećmi, praca nie jest łatwa jak zaznaczają. Jest niezwykle milo, jednak czas ruszać.- Weźcie jeszcze tego makowca na drogę – jedna z sióstr podaje nam zawiniątko i siatkę słodyczy. Na pożegnanie robię sobie wspólną fotografię z Siostrami Sercankami o wielkich sercach. – Świetne rowery, wzdycha jedna z sióstr na zakończenie – oj przydałby nam się tu rower, oj przydałby się… (…)

Harcerze dołączają do sztafety (fot. Anna Grebieniow)

Opuszczamy Bengasi wraz z trojka libijskich skautow, którzy postanowili towarzyszyć nam honorowo przez 2 dni sztafety. Jedzie mi się ochoczo i raźnie, w sercu jeszcze ciepło po jakże miłym, świątecznym spotkaniu. Nucę sobie coś pod nosem. – Ania ty jesteś silna dziewczyna – Mohamet rzuca mi komplement na postoju i jeszcze nieopatrznie dodaje: – jesteś dużo silniejsza od libijskich kobiet. O tu cie mam, brachu! – Silniejsza? Ty nawet nie wiesz, jak kobiety libijskie są silne! – rzucam w odwecie. – Silne? może w domu – śmieje się młodzian i dorzuca – one by Sahary nie przejechały rowerem. – Mohamet – mówię do niego spokojnie i trochę smutno (bo tak mi się zrobiło) – wasze kobiety są bardzo bardzo silne, one muszą wytrzymać siedzenie w domu, do tego trzeba większej siły niż do pedałowania, wierz mi… Mohamet kreci głowa ale nie wie co powiedzieć. – Nie mów więcej, że są słabe, podkreślam. – Ok Ania, OK.

Na biwaku z kolei Marcin tłumaczy harcerzom istotę makowca: – Widzicie te czarne ziarenka, to takie nasiona… no taki jakby kawior tylko słodki. Skauci nie wyglądają na przekonanych, ze wiedza o co chodzi, za to Marcina olśniewa – This is „opium cake”!, teraz rozumiecie? Śmiechu co niemiara, zjadamy „opium cake”, arabscy koledzy prowadza harcerskie plasy a mi już kleją się oczy. Może nie przejechaliśmy dziś bardzo długiego dystansu ale było tyle emocji, czuje jak siły odpływają wraz każdą, kojącą szumem morską falą. (…)

Anna Grebieniow

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV