– Przybieżeli do Betlejem pasterze! – śpiewamy ile sil w płucach pod domem Sióstr Sercanek na terenie szpitala dziecięcego w Bengasi. Widzę, że firanka się porusza i po chwili wpadamy w objęcia niezwykle serdecznych rodaczek. Ale radość, buzie śmieją się wszystkim, Kasper uruchamia kamerę by uwiecznić wzruszająca chwile. – Opowiadajcie co tu robicie, ach jak milo gościć Polaków! – witają nas Siostry. Odwiedzamy kaplice, zwiedzamy bez ogródek i po chwili zasiadamy do stołu. Cóż za frykasy i ta serdeczność, czuje się niemal jak w domu.
Jakie to niesamowite, przede mną leży prawdziwy polski makowiec! Siostry podsuwają nam fantastyczne wypieki a my z kolei mamy wypieki na twarzach. – Zobacz Ania – Kasper podaje mi świątecznego pierniczka – jaki piękny! I herbata nie żadna siekiera z cukrem (roztwór nasycony) lecz normalna, jak u nas, na sznureczku;) i z cytryna. Jestem oszołomiona. Atmosfera jest taka…po prostu rodzinna.
Pokazujemy trochę zdjęć z naszej podróży – Ach, jaka piękna ta pustynia, sporo przejechaliście – padają komentarze. My z kolei wypytujemy o ich życie tutaj. – Kiedyś jechałyśmy z siostrami przez pustynie i nagle niebo zrobiło się czerwone, piasek zasłonił wszystko, spałyśmy w namiocie i bałyśmy się, ze zasypie nas na amen – opowiada siostra Waleriana, która już 24 lata jest tu na misji – widoczność była może na metr, na wyciągnięcie reki – dodaje. Brrr…mieliśmy zatem sporo szczęścia, ze żadna z „naszych” burz nie była tak dramatyczna. Siostry pracują tu jako pielęgniarki, zajmują się dziećmi, praca nie jest łatwa jak zaznaczają. Jest niezwykle milo, jednak czas ruszać.- Weźcie jeszcze tego makowca na drogę – jedna z sióstr podaje nam zawiniątko i siatkę słodyczy. Na pożegnanie robię sobie wspólną fotografię z Siostrami Sercankami o wielkich sercach. – Świetne rowery, wzdycha jedna z sióstr na zakończenie – oj przydałby nam się tu rower, oj przydałby się… (…)
Opuszczamy Bengasi wraz z trojka libijskich skautow, którzy postanowili towarzyszyć nam honorowo przez 2 dni sztafety. Jedzie mi się ochoczo i raźnie, w sercu jeszcze ciepło po jakże miłym, świątecznym spotkaniu. Nucę sobie coś pod nosem. – Ania ty jesteś silna dziewczyna – Mohamet rzuca mi komplement na postoju i jeszcze nieopatrznie dodaje: – jesteś dużo silniejsza od libijskich kobiet. O tu cie mam, brachu! – Silniejsza? Ty nawet nie wiesz, jak kobiety libijskie są silne! – rzucam w odwecie. – Silne? może w domu – śmieje się młodzian i dorzuca – one by Sahary nie przejechały rowerem. – Mohamet – mówię do niego spokojnie i trochę smutno (bo tak mi się zrobiło) – wasze kobiety są bardzo bardzo silne, one muszą wytrzymać siedzenie w domu, do tego trzeba większej siły niż do pedałowania, wierz mi… Mohamet kreci głowa ale nie wie co powiedzieć. – Nie mów więcej, że są słabe, podkreślam. – Ok Ania, OK.
Na biwaku z kolei Marcin tłumaczy harcerzom istotę makowca: – Widzicie te czarne ziarenka, to takie nasiona… no taki jakby kawior tylko słodki. Skauci nie wyglądają na przekonanych, ze wiedza o co chodzi, za to Marcina olśniewa – This is „opium cake”!, teraz rozumiecie? Śmiechu co niemiara, zjadamy „opium cake”, arabscy koledzy prowadza harcerskie plasy a mi już kleją się oczy. Może nie przejechaliśmy dziś bardzo długiego dystansu ale było tyle emocji, czuje jak siły odpływają wraz każdą, kojącą szumem morską falą. (…)
Anna Grebieniow