Pumeks czy asfalt? To jest lawa!!! (dzień 49)

(…) Zaczynam nucić kolędy, jutro Wigilia! Zbliżamy się do ciemnego pasma Harugów Czarnych.

Harugi Czarne (fot. Anna Grebieniow)

Z żółtego piachu nagle wyrasta coś czarnego. Wygląda to tak, jak byśmy, jadąc polną drogą, nagle dojechali do wielkiej asfaltowej drogi, ale takiej dla olbrzymów. Oto docieramy do czegoś, co kiedyś wrzało, syczało, bulgotało i wypalało wszystko, co żyło i co żyć jeszcze nie zdążyło. Lawa! Czarna, przenajczarniejsza. Pumeksowe smoliste jęzory stworzyły coś na kształt korytarzy i wąwozów. Po jakimś czasie droga wprowadza nas na te złowrogie kożuchy. Kryją one szczeliny, rozpadliny, niekiedy widać, gdzie pękł jakiś wielki bąbel. Śmiejemy się, że dbają tu na Saharze o ścieżki rowerowe, bo w niektórych miejscach „asfalt” jest całkiem równy i przyjemny do jazdy. Wyobrażam sobie, jak kiedyś musiało to płynąć, szaleć, istny żywioł. A dziś taki spokój, słońce zachodzi w malowniczej poświacie.

Jazda po lawie (fot. Anna Grebieniow)

Na jednym z mniej przyjaznych fragmentów uszkadzam linkę hamulca, na szczęście niegroźnie. Jestem zafascynowana przyczepką (extrawheelem) – zupełnie nie przeszkadza nawet na największych stromiznach i wybojach, rewelacja, jak to koło się zachowuje. Medina ma się dobrze, dziś została wykąpana. Ja czuję się zmęczona, idę spać, już jutro wszak Święta.

Ania Grebieniow

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV