2360 km Sztafety
Dystans – 62 km
Start – 09.25
Koniec jazdy – 17.50
Warunki – (ocena 3+ (Ania daje 3–), jazda po piasku, w ciągu całego dnia stopniowo przechodzącego w hammadę. Płasko. Słońce, błękit nieba, początkowo bezwietrznie, popołudniu lekki wiatr w plecy.
Najważniejsze wydarzenia:
Rozpoczęliśmy etap pustynny – najbardziej oczekiwany przez nas wszystkich. Przed nami odcinek Timsah – Al Fogha, prowadzący przez góry Al Haruj al Aswad. To właśnie tu miały miejsce mrożące krew w żyłach przeżycia Kazimierza Nowaka. Błądząc w labiryncie skał natrafił w końcu na ślady ludzkich stóp. Te nieoczekiwanie zaprowadziły go do groty, w której odnalazł ciała trzech nieszczęśników.
Rankiem, zaraz po śniadaniu, wyruszyliśmy na podbój „naszej” Sahary. Zaczęło się od wysokiego „C” – na dzień dobry ugrzęźliśmy w piachu. Na szczęście ten momentami był na tyle twardy, że po spuszczeniu sporej ilości powietrza z opon dało się po nim jechać. Raz mozolnie posuwaliśmy się do przodu z wielkim wysiłkiem cisnąc na pedały, innym razem twarda powierzchnia „przeraźliwie płaskiego serir” – jak pisał Nowak – pozwalała nam na całkiem szybką i miłą jazdę. Często jednak nieoczekiwanie nasze koła zapadały się w zdradliwym piachu i pomimo najwyższych przerzutek (z Sahary), pomimo rozpaczliwych prób utrzymania się na rowerze owocujących piaszczystymi młynkami, musieliśmy w końcu kapitulować i zsiadać z rowerów aby pchać je sposobem Nowaka. Tym niemniej posuwaliśmy się do przodu po zanikającym szlaku, który nie wyglądał na zbytnio uczęszczany. Tymczasem…
KWADRANS PO TRZYNASTEJ, W WYNIKU NIEZWYKŁEGO ZBIEGU OKOLICZNOŚCI, NIEBIESKI POJAZD MECHANICZNY DOMNIEMANEJ MARKI TOYOTA, PAMIĘTAJĄCY CO NAJMNIEJ CZASY ZIELONEJ REWOLUCJI, JADĄCY Z PRZECIWKA Z PRĘDKOŚCIĄ OK. 35 KM/GODZ., NAPOTYKA NA SWEJ DRODZE CZTERY TRZYKOŁOWE JEDNOŚLADY DOMNIEMANEJ MARKI BRENNABOR (+ EXTRAWHEEL). POJAZDY ZATRZYMUJĄ SIĘ, GAŚNIE SILNIK TOYOTY, OPADA KURZ Z ROWERÓW. CISZA. Z AUTA WYCHODZI ZDUMIONY TUARESKI KIEROWCA WRAZ Z TOWARZYSZĄCYM MU RÓWNIE ZDUMIONYM OJCEM – OBAJ W TURBANACH. NASTĘPUJE GRZECZNOŚCIOWE POWITANIE, KTÓRE OSTATECZNIE PRZECHODZI W POGAWĘDKĘ NA ZDERZAKU. SPOTKANIE KOŃCZY SIĘ NIEODPŁATNYM PRZEKAZANIEM PRZEZ TUAREGÓW DÓBR W POSTACI WODY I OPAŁU. OBYDWIE KARAWANY ROZJEŻDŻAJĄ SIĘ Z POCZUCIEM ZADOWOLENIA I JESZCZE DŁUGO ROZPAMIĘTUJĄ TO NIEOCZEKIWANE SPOTKANIE.
Późnym popołudniem wiatr w plecy zaczął się wzmagać, a nawierzchnia terenowej drogi zrobiła się komfortowo twarda. Pomimo całodziennego zmęczenia, wykorzystaliśmy te warunki, aby dobić do 60 km i tym samym przekroczyć o 10 km zakładane na ten dzień minimum. O zachodzie słońca hammada przybrała delikatny różowy kolor. Tak też nazwaliśmy dzisiejszy obóz – Różowa Hammada.