2614 km
Dystans: 40 km
Start: 13.00
Koniec jazdy: 18.00
Warunki: (ocena 3+) lekki sprzyjający wiatr. Początkowo dobra gruntowa droga, ostatnie dwie godziny to przedzieranie się przez magmowe skały. Niebo lekko zachmurzone.
Poprzedniej nocy radośnie i długo świętowaliśmy uratowanie Mediny. Towarzyszył nam także Mohammed (kierowca pustynny z Uadi Tour), który specjalnie przyjechał spotkać się z nami do Al Foghi. Przedpołudnie zeszło nam na przygotowaniach do drugiego „odcinka specjalnego” – Al Fogha–Zellah. Zajechaliśmy pod sklep Abdul Karima, aby zrobić zakupy – bądź co bądź – przedświąteczne. Ostro przetrzebiliśmy sklepowe półki z towaru. Nasze rowery na zewnątrz sklepu wzbudziły spore zainteresowanie dzieci wracających z pobliskiej szkoły. Dzieci, jak to dzieci – zawsze żywo reagują na niecodziennych przybyszów. Jednak te panicznie bały się naszych aparatów. Trzeba było wielu starań, a także pomocy nauczyciela, aby je z nami oswoić i sfotografować kilku chłopców z drewnianymi tabliczkami z własnoręcznie przepisanymi wersetami Koranu.
W końcu dobrze wyekwipowani, w składzie czterech cyklistów, dwóch samochodów (Mohammed zdecydował się nam towarzyszyć aż do Zellah) i trzech kierowców (Lajbor wkupił się w łaski Mohammeda na tyle, że ten pozwolił mu prowadzić swojego 4-litrowego Land Cruisera po pustyni), ruszamy na ostatnią terenową przeprawę w Libii.
Po dwóch godzinach docieramy znów do Harugów Czarnych. Ich skraj z naszej perspektywy wygląda jak skraj asfaltowej drogi, tyle że w dużym powiększeniu. Tworzy go zastygła czarna magma, która kiedyś musiała dotrzeć do tego miejsca po erupcji oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów wulkanu. Wdrapujemy się na kilkumetrową skarpę i oczom naszym ukazuje się krajobraz iście kosmiczny: stoimy na olbrzymim, ciągnącym się aż po horyzont płaskowyżu, który tworzy czarna jak węgiel zastygła skorupa skalna.
Na każdym kroku widoczne są liczne pęknięcia i głębokie szczeliny z piaszczystym dnem oraz majestatyczne spiętrzenia magmy, tworzące poszarpane szczyty. Spacerując po tym osobliwym cudzie natury, natrafiamy na obszerne dziury w tej strukturze, wyglądające niczym stawy i jeziora o jasnych piaszczystych dnach, otoczone stromymi brzegami czarnych skał, z zabłąkanymi pojedynczymi drzewkami wszędobylskich akacji. Wędrując dalej, dotrzeć można na skraj całych niby-mórz i oceanów, wraz z zatokami i plażami, o płaskich jak stół, piaszczystych powierzchniach, zamkniętych pomiędzy olbrzymimi jęzorami zastygłej czarnej materii. Otoczenie, w jakim się znaleźliśmy, nasuwa nieodparte wrażenie przebywania na jakiejś obcej, pozbawionej życia odległej planecie.
Żałuję, że nie możemy zapuścić się w głąb tego Czarnego Lądu. Po cichu liczę na to, że może kiedyś tu wrócę, pieszo, na wędrówkę z plecakiem. Byłoby wspaniale! Treking w Harugach Czarnych…
Tymczasem kończymy krótką przerwę i ruszamy dalej hamadą, wzdłuż naszej asfaltowej skarpy, aby pod koniec dnia odbić w prawo skalistym szlakiem i znów wedrzeć się do magicznej krainy. Jazda rowerem po tych skałach technicznie jest bardzo trudna, ale lubiącym takie urozmaicenia przyniesie wiele przyjemności. Z satysfakcją zauważamy, że tym razem posuwamy się szybciej niż samochód Hamida, który musi niezwykle uważać na liczne przeszkody. Szlakiem tym zwykle jeżdżą myśliwi, którzy polują w Harugach na gazele i uaddany. W końcu docieramy do małego piaszczystego oczka pośród skał i tam postanawiamy spędzić noc.
Dominik Szmajda