Wydobywamy ze studni szczeniaka! – „MEDINA” (dzień 48)Dias 27-48, 1-22 de Dezembro Para o Egito

Medyna miasta Al Foka (fot. Anna Grebieniow)

Wiatr ustał, uff! Żwirową drogą dojeżdżamy do Al Foka – pierwszej miejscowości od kilku dni. Lokujemy się na stacji benzynowej (tradycyjnie) i nawiązujemy znajomość z Ahmedem Kadim, właścicielem obiektu, oraz remontujemy nadwerężone trudnym terenem rowery. Nieopodal jest kibelek z bieżącą wodą – bomba, będzie kąpiel!

– Chcecie zobaczyć starą medynę? – proponuje Ahmed. Co za pytanie, jasne, że tak! Po chwili pedałujemy ochoczo do starej części miasteczka, położonej w oszałamiająco pięknej dolinie. Niesamowity widok! Eldorado! Widzę w dole pasmo palm, soczystą zieleń pośród piaskowcowych klifów, skarp, pagórków. Po lewej na zboczu lepianki starego miasta. Nie ma wątpliwości – zostajemy tu na noc. Słońce już zachodzi, ale decydujemy się jeszcze na małą eksplorację lepiankowego labiryntu. Niektóre pomieszczenia są tak niskie, że trzeba się schylać, do innych prowadzą maluteńkie drzwi. Jedne domki są piętrowe, inne mają sklepienia wysoko, oparte na belkach, wypełnione liśćmi palmowymi i gliną. Znajduję skamieniałą muszelkę, potem jeżowca – dowody na to, że kiedyś było tu morze. Podobno kiedyś płynęła też tą doliną wielka rzeka, teraz pozostało tylko kilkanaście źródeł. Woda z nich częściowo wciąż zasila podziemne akwedukty starej medyny. Tubylcy twierdzą, że niektóre z korytarzy przechodzą na drugą stronę pobliskiej góry i że można nimi iść kilka kilometrów. Niesamowite. Tym bardziej że nie są to płytkie korytarze – widziałam takie na oko do 10 m głębokie (w wielu miejscach ku górze wyprowadzone są szyby studzienne).



Studnia z której dobiegał skowyt (fot. Anna Grebieniow)



Klucząc po labiryntach starego miasta, dochodzę w końcu do szerszej alejki. Słyszę psi skowyt. Skąd dobiega ten lament? Idę za głosem, tak, to gdzieś tutaj. Rozglądam się, jest tylko wysoka ściana i… dziura w ziemi. Niewielka, zasłonięta częściowo olbrzymim kamieniem – to stąd dobiega tajemniczy głos. Psiak jest na dole, w lochu, w labiryncie akweduktów! Wołam chłopaków – pies woła o pomoc, musimy go wyciągnąć! Dla wszystkich staje się oczywiste, że nie zostawimy zwierzaka w tej rozpaczliwej sytuacji. Dominik najpierw odrzuca kamień, zaglądamy do środka. Coś się tam rusza, ale niewiele widać.

Powoli zmierzcha, biegniemy po latarki, trzeba opracować plan działania. Studnia na oko ma 8-10 m wysokości. Mamy linę Hamida, używaną do wiązania bagaży (marna, ale zawsze), dysponujemy tez plecakiem, sakwami, wyobraźnią. Zbiera się paru lokalnych gapiów. Nie mogą się nadziwić, że chcemy ratować psa (pies nie cieszy się sympatią ludzi w krajach arabskich), potem jednak, gdy widzą naszą determinację, udziela im się nastrój i włączają się do akcji. Zaczynamy od plecaka spuszczonego na linie na dół, w środku jest przynęta – kawałek hobzy z serem. – Spójrzcie, to szczeniak! – krzyczę, widząc w nikłym snopku latarki małą nieporadną kuleczkę na dole. Akurat w tym miejscu nie ma wody, całe szczęście. Plecak nie zdaje egzaminu, próbujemy tego samego ze sztywniejszą sakwą. Też nic, zwierzak nie wchodzi do środka, choć żywo interesuje się jedzeniem, po prostu jest za mały, by wdrapać się do środka. Hamid robi lasso i próbuje złapac szczenię. – Hamid, udusisz go, a co, jeśli złapie się za głowe?! – jestem przerażona tym pomysłem.



UDAŁO SIĘ!!!! (fot. Kasper Piasecki)



Decyduję się zatem na zejście na dół zapieraczką z asekuracją w postaci liny. – Spróbujemy jeszcze z plecakiem, niech zejście będzie ostatecznością – przekonuje Kasper.

Racja, próbujmy. Nie udaje się, nic z tego, schodzę! Wiążę górną uprząż, chłopcy i zestaw gapiów chwytają za drugi koniec liny, ja zaczynam schodzić w dół. Boję się, bo ściany się trochę osypują, a lina jest żałosna. Po kilku „stopniach” w dół robi mi się gorąco, spoglądam w dół, szczeniak płacze, pot spływa mi po plecach, lina wrzyna się w ciało.

Jak straszno… Decyduję się na odwrót, to nie ma sensu, musi być inny sposób. Gotowość do kolejnego zejścia deklaruje Dominik.Tymczasem tubylcy przybywają z ok. 6-metrową drabiną, spuszczają ją w dół na linie, pomimo liny ledwo sięga dna, buja się, nie budzi zaufania. Wychodzę na powierzchnię. Jakiś chłopak pożycza moją czołówkę i biegnie gdzieś. Po chwili wraca z wiadrem i drugą liną (podobną do naszej). Pokazuje nam na migi, żeby wiadrem nabrać zwierzaka. Dobry pomysł. Obwiązujemy wiadro na dwóch końcach linami i spuszczamy tę „nabierkę”. Mija już trzecia godzina zmagań wydobywczych. W końcu zestaw ratowników się przerzedza, jednak razem z Marcinem nie dajemy za wygraną. Ostatnie podejście i nagle piesek jakby wyczuł, że to jedyna szansa dla niego – wspina się na brzeg wiadra. – Ciągnij niebieską! – Teraz zieloną! – krzyczymy do siebie w podnieceniu, bo wiadro zaczyna nabierać wagi. Jeeeeeest!!! Wydobywamy wielką grudkę ubłoconego psiego nieszczęścia. Wszyscy się cieszą, nawet tubylcy asystują nam w radosnym uniesieniu.

– To suczka, będzie miała na imię Medina – obwieszczam. Hurrra! Mamy psa! – Hamid, przygarniesz ją? – Tak, Ania, wezmę ją do siebie, mija, mija Medina, mija mija – śmieje się Hamid i wiem, że mówi poważnie. Dobry chłopak z tego Hamida. W obozie Medina otrzymuje na własność dwa rowerowe odblaski, aby się nam nie zgubiła, montuję je w coś w rodzaju szelek. Wciąż jednak pozostaje dla mnie niebywałą zagadką, skąd wzięło się to małe stworzenie głęboko pod ziemią…



Medina i Kazio (fot. Anna Grebieniow)

O Casimiro Nowak tem permissão para entrar no Egito se estiver dirigindo pela costa. Assim estão a andar também os participantes afrykanowaka.pl que voltam para o mar.

No final da primeira fase de afrykanowaka.pl, há só problema. A câmera tem um acidente e o Dominik Szmajda telefona para Polonia com a pior notícia. Que problema?
– O mais grave – responde. – Uma bicicleta está roubada!
Peças de reposição para a câmera rapido envia empresa Playextreme. Outra bicicleta, juntamente com Anna Garbieniow, participante da segunda etapa da viagem, voa para a Líbia.
Outros: Marcin Lajborek e Kasper Piasecki já estão à espera em Trípoli. Dominik e Fadel da etapa anterior vão continuar a viagem.

Há também um veículo de escolta dirigindo pelo Hamid – um primo do motorista do primeiro estágio – Mohhamed. E mais um passageiro clandestino. A Anna trouxe um mascote – um urso Kazio que a partir de agora estará viajando com eles.

As equipas mudam-se em Ghat – até agora o ponto mais ao sul da expedição. Agora os viajantes- como anos atrás Kazimierz Nowak – vão para norte, em direção ao Egito.

– Falamos inglês, árabe, polaco e francês. Aprendemos as línguas uns com os outros – contam os participantes da segunda fase. Estão a atravessar o Sahara. 14 de Dezembro, o sexto dia da segunda fase, uma poderosa tempestade surgiu. É este famoso Gibli mencionado por Kazimierz Nowak? Não, não – Hamid e Fadel explicam que Gibli é o vento de sul, da palavra gibl – meio-dia. Este é um de oeste e chama-se Harbi. Gibli geralmente sopra pelo menos uma noite e o Harbi deveria acalmar-se.

– Grande surpresa foi a tempestade de areia que nos impressionou muito fortemente – relata o Fadel. – Vimos nada. Foi uma tortura, mas no final notamos uma placa com uma inscrição em árabe Murzuk. Finalmente,  é fim de espetáculo do vento!
Para Murzuk, o Nowak chegou depois de quase quatro meses de viagem no final do inverno de 1932. De lá, escreveu para sua mulher:
– E então, você vê, Maria, também eu tenho preocupações e tão numerosas que, mesmo que alguém possa invejar essa viagem – não há nada para invejar. Hoje cortei o cabelo e barba  e você sabe, Maria? Vi cabelos brancos na cabeça quase careca. Tanto cabelo branco! E certamente não do prazer, não da riqueza!

Hoje, ao contrário do tempo do senhor Casimiro, nas cidades líbias entre os árabes, se pode encontrar muitas pessoas negras das profundezas da África. É comum dizer que, para 5 milhões de libaneses, trabalha mesmo número de imigrantes. Pravavelmente é verdade.

Estando mais próximo o Natal. Viajando muito mais lento do que seus seguidores, Nowak chegou na véspera de Natal para Gadames.
– De manhã, no dia 24 de Dezembro, finalmente vi a mancha lívida no fundo do deserto pedregoso – escreveu 78 anos atrás. Mas os ciclistas de hoje têm viajado bem mais da metade da Líbia e pelo deserto vão para o Egito.
– Voltamos à trilha de bicicleta. Estrada esburacada, contra o vento. Os meus olhos doem, arrancando da areia. Cegonha! Depois de um tempo mais duas. Cegonhas estão voando, é um sinal que o inverno começa. Esses pássaros certamente foram da Polonia, de alguma forma pareciam tão familiares – relata Anna Grebieniow. E acrescenta: – Durante os próximos dias, pode não ser de comunicação. Entramos na salvajaria.

Durante Natal a equipa chega a Zillah. Vai festejar no deserto.

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV