Wywiady, przygoda z henną i pieśń pożegnalna… (dzień 57)

Wywiad dla dla libijskich mediów (fot. Anna Grebieniow)

Udzielamy wywiadu dla libijskiej prasy, mamy fantastycznego tłumacza – człowieka, który 13 lat spedził w Polsce pracując jako lekarz. Przy okazji dowiaduję się, że w latach 60-tych Polacy odbudowali tu kilka wiosek zniszczonych trzęsieniami ziemi, do dziś nazwywane są „polskimi miastami”, ciekawe. Jeszcze wspólna fotka i ruszamy do miasta zapoznać się z lokalnym folklorem. Naszymi przewodnikami są przemili harcerze z 1 drużyny w Bengashi, jednej z 36 obecnych tu drużyn. Zaznajamiamy się bliżej z Abdullahem i Mohametem. Dziewiętnastoletni skauci są bardzo przejęci rolą przewodników, dbają o nas, mają mnóstwo pytań (dość szkolnych w stylu „jakie jest twoje hobby” i „ile masz rodzeństwa”) i jest to sympatyczne. Sami opowiadają o sobie, o strukturze harcerskiej w Libii, o ich życiu tutaj, o kulinariach i zwyczajach. Początkowo są trochę spięci, ale potem nawiązujemy bardzo dobry kontakt, zaczynaja się otwierać. – Abdul, dlaczego dziewczyny chodzą zawsze ubrane w chusty i dzelabije? – pytam. – Bo islam tego wymaga Ania, poza tym one po prostu są nieśmiałe – kwituje Abdullah. – Oj Abdullah, nie zgadzam się z Toba, sadzę że to nie nieśmiałość je do tego skłania, one po prostu muszą się tak ubierać, już Ty mi oczu nie mydlij. Nieśmiałe, też coś! Mohamet się śmieje ale widzę, że jest lekko zmieszany i zmienia temat – o, zaraz będzie sklep rowerowy, skręć w lewo, w tą ulice. Dominik jednak nie daje za wygraną – No a jeśli świat mężczyzn i kobiet jest tak podzielony, to co się dzieje, gdy spotkają się dwie rodziny, czy w domu też jest tak przestrzegany rozdział płci? – To zależy od rodzinnych relacji, często jednak wtedy jesteśmy razem – wyjaśnia młody skaut. Jakie to wszystko dla nas egzotyczne, ciekawie jest poznawać inną kulturę tak od środka, jak my mamy właśnie okazje.

(…) – Bóg się rodzi, moc truchleje… intonuje damski głos z przodu kościoła. Trącamy się łokciami z Dominikiem – podejdźmy bliżej. Włączamy się gromko do śpiewu – Ogień krzepnie, moc truchleje… Zaskoczenie biało odzianych sióstr zakonnych jest niemałe, gdy nasze głosy zaczynają im wtórować, odwracają się i krótko rozmawiamy. – Pracujemy w szpitalu dziecięcym, jutro od 13-tej będziemy w domu, przybywajcie – otrzymujemy entuzjastyczne zaproszenie. Radość duża z tego niezapowiedzianego spotkania, siostry promiennie się uśmiechają, do zobaczenia, jutro na pewno przyjedziemy naszymi rowerami.

Przed nałożeniem henny okleja się dłonie wybranym wzorem (fot. Anna Grebieniow)

(…) – Chcesz henne Ania? – dziwi się Mohamet, przecież to śmierdzi, nie lubię henny. – Mohamet, chcę zobaczyć jak to jest, zaprowadź mnie do siostry. Po kwadransie siedzę już w pokoju Imel, siostry jednego z naszych arabskich kolegów. Imel, jej mama i starsza siostra witają się ze mną bardzo serdecznie. Siostra jest elegancko ubrana, suknie zdobią cekiny, na powiekach gruba warstwa brokatu, dzis rodzinna impreza. W ten sposób kobiecie wolno pokazać się tylko w gronie rodzinnym. Imel okleja moje dłonie specjalnymi naklejkami w wytłoczonym wzorkiem, następnie nakłada woniejącą ziołami papkę i zawija mi dłonie w chusty – Only one night and then wash – tłumaczy.

Imel w akcji oklejania henną (fot. Anna Grebieniow)

Całą noc??? Jak to, mam mieć tą plastelinę na rękach przez całą noc? To wedlug niej jest „only”?! Dziś Sylwester a ja mam dłonie oklejone, nie mogę ich zginać i na dodatek są „zabandażowane”, ha ha, zachciało mi się przygody, oj zachciało i mam za swoje.

(…) – 10, 9, 8, 7, 6…zero! Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! – życzą libijscy harcerze, którzy przygotowali dla nas sylwestrowe ognisko na plaży. Libijczycy w tym czasie nie świętują, ich nowy rok wypada 2 tygodnie wczesniej, wg kalendarza arabskiego mamy 1413 rok, liczony od Hidzry, pielgrzymki proroka Mahometa z Mekki do Medyny. Śpiewamy wspólnie „Pieśn pożegnalną”, każdy w swoim języku. Serwuja nam tradycyjne dania libijskie, szczególnie dobre jest słodkie „masruda” – ciasto chlebowe z bakaliami, gorąca masa daktylowa popijana maślanką. Tak oto zaczyna się mój Nowy Rok. W towarzystwie szumu fal, rozśpiewanych harcerzy, i iskier z ogniska. W cieple ognia toczą się interesujące rozmowy. – Jakie według was są pozytywne i negatywne strony Libii, ale mówcie szczerze – prosi Ali. – To zaczniemy od negatywów: brud w Tripolisie i w Murzuk – odpowiada szybko Marcin i aby wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, szybko dodaje – w przeciwienstwie do niezwykle czystego Bengasi. Wzbudza to aplauz wśród słuchaczy i już z pozytowów dodajemy na luzie: mili ludzie, przyjaźni, otwarci, po porstu „Libia mija mija”. Śmiejemy się i składamy sobie życzenia. Miło!

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV