Zaginął Kazio, pyłowa burza i muszelki (dzień 54)

Nierzadko mijamy bielejące w słońcu szkielety... (fot. Anna Grebieniow)

Stało się coś strasznego! – Ania, where is Kazio?? – głośno niepokoi się Hamid brakiem Kazia na mojej kierownicy – Hamid, nie wiem, szukam go, nigdzie nie ma… Może zwiała go nocna piaskowa burza? Wyrzucam wszystko z sakw, chociaż nie miał powodu się tam znaleźć. Przeglądam zdjęcia w poszukiwaniu ostatnich śladów. Chłopcy włączają się w nurt poszukiwań. Hamid dzwoni do Alego z Zillach, pyta. Fadel koresponduje z chłopakiem z kafejki internetowej. Kasper obiecuje, że przejrzy materiał z kamery. Byleby znaleźć jakis trop. Jakby nie było, zginal niemal członek naszej ekipy… Smutek w obozie, nawet Medina jakaś nieswoja…Zaginął Kazio! Najprawdopodobniej (a wynika to z materiału filmowego) został w twierdzy Zillah, na straży… Nie poddajemy sie, Fadel prosi telefonicznie Abdullaha z kafejki o spenetrowanie twierdzy i raz jeszcze dzwoni do naszych byłych gospodarzy. Widzę jak Hamid przerzuca graty na tylnim siedzeniu auta, niby tak sobie ale widzę, ze zagląda nawet pod siedzenia…Smutno. Nie ma Kazia. Oj smutno jakoś..

Trafiamy na morze skamieniałości (fot. Anna Grebieniow)

(…) Wzmaga się wiatr. Zaczyna się walka o każdy kilometr. Piach atakuje chyba silniej niż nocą. Nadciągające z zachodu zastępy złotych ziaren uderzają coraz mocniej. Twarz aż piecze! Zmieniamy się w prowadzeniu zastępu, robiąc sobie nawzajem zasłonę z rowerów. Aj, teraz moja kolej. Gdy zajmuję pozycję, biorę na siebie ostry podmuch wiatru. Rower zwalnia. Ale ciężko… Wolno zmagam się z siłami natury, naciągam opaskę na górną krawędź okularów, uszczelniam w ten sposob dostęp żółtego pyłu do oczu. Raz dwa, raz dwa – rzęzi łańcuch. Strumienie piasku wiążą na szosie warkocze, którymi zdają się zagradzać nam drogę. Siła wiatru spycha rowery na siebie, zrywa czapki z głów. Na pocieszenie i ku wzmocnieniu zagryzamy daktyle oferowane nam na drogę przez Hamyda. Oceniamy, że siła wiatru może dochodzić do 8 w skali Beauforta, a smak daktyli do 7 w skali Daktulusa;) Postój, wiatr słabnie. Patrzę na ziemię i oczom nie wierzę – muszle?! Wdrapuję się na okoliczną skarpę – wszędzie muszle, szare, wielkie, w hurtowych ilościach, jak na plaży po przypływie. Po kolejnych kilku kilometrach znajduję z kolei wiele muszlanych skamieniałości – kolejne dowody na to, ze chodzimy po dnie dawnego morza. – Czary mary, abrakadabra – kwituje oglądanie znalezisk Hamid. A tak w ogóle to Hamid coraz lepiej mówi po polsku, to zasługa Marcina.

Anna Grebieniow

Wzmaga się wichura, piach zasypuje drogę (fot. Anna Grebieniow)

Comments are closed.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV