Jesienią 1932 roku Kazimierz Nowak wsiadł ze swoim rowerem na prom z Asuanu do Wadi Halfa. W tamtych czasach, tak jak i dziś, był to jedyny sposób na przekroczenie granicy egipsko-sudańskiej. Nie było wtedy jeszcze Wysokiej Tamy Asuańskiej ani Zbiornika Nassera, jednak Nil pomiędzy I kataraktą w okolicach Asuanu, a II kataraktą poniżej Wadi Halfa był żeglowny. Na IV i V etap sztafety AfrykaNowaka.pl wyruszamy w taki sam sposób, jak Kazik przed laty i przez najbliższe dwa miesiące będziemy przemierzać szlak polskiego podróżnika przez Sudan i Sudan Południowy, poszukując Afryki Nowaka oraz podglądając współczesne oblicze Czarnego Lądu. Serdecznie zapraszamy do śledzenia relacji na gorąco, z tego bodajże najbardziej gorącego kraju Afryki…
Ekipa sudańska w składzie: Zbyszek Zigi Gałęza, Grzegorz Król, Piotr Strzeżysz oraz autor tekstu Jakub Pająk ‘daalej pjk’ wylądowała w Egipcie 6 lutego 2010 roku, czyli w 65 rocznicę urodzin Boba Marleya… Jednak ślad, którym podążamy jest znacznie starszy niż ruch rastafariański i muzyka reggae. W czasach Nowaka nikomu na świecie nawet się nie śniło, że coś takiego się wydarzy. I nam z pewnością wiele spraw nie przechodzi przez myśl, a co gorsza snujemy plany… A tymczasem już w ciągu pierwszych dni, Afryka dobitnie uśmiechnęła się ku nam relatywizmem rzeczywistości – cudowny kontynent bez zegarka, w którym można jedynie coś zamierzać, lecz lepiej nie planować. No, ale po kolei…
Przez bramę portu przy Wysokiej Tamie Asuańskiej odbieramy książeczkę-pałeczkę (specjalne wydanie „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”, z białymi kartami do zapełnienia podczas sztafety) oraz dzielne rowery Brennabor. Wokół mrowie ludzi. Każdy z podróżnych, udający się do Sudanu taszczy niezliczoną ilość toreb, pudeł, skrzynek, tobołków. Bagażu jest tyle, że nie sposób byłoby go unieść własnoręcznie. Na szczęście jest cała masa tragarzy, którzy przenoszą na własnych barkach bądź przepychają na wózkach te góry bagażu przez coraz to kolejne etapy odprawy celno-paszportowej: brama portu z kontrolą biletowo-bagażową, dalej bramki i skanery antyterrorystyczne (farsa), następnie waga, kontrola bagażowa wstępna i dalej właściwa, z metalowymi stołami do rozgrzebywania bagażu znanymi z każdej granicy. Potem już tylko stempel wyjazdowy z Egiptu, jeszcze jedna kontrola paszportowa, kolejna biletowa i stajemy przy promie. Całkiem niewielki, ale znając tutejsze realia transportowo-ładunkowe wszyscy pasażerowie i wszelkie pakunki się zmieszczą. Wtaczamy się na pokład, kolejna kontrola biletowa i zadanie najcięższe – przecisnąć się przez ludzką ciżbę i wąskie korytarze zawalone tobołkami. Sakwy nie puszczają, przyczepki przeszkadzają, ale wreszcie i jest pokład rufowy. Biegnę na górę, jest jeszcze nieco wolnego miejsca pod szalupą ratunkową – miejsca najlepszego, bo dającego zbawczy cień. Jest 13-ta, czyli oficjalna godzina odpłynięcia. Jednak nic nie wskazuje, aby prom był gotowy do drogi. Godziny mijają, robi się coraz gęściej, właściwie już każda przestrzeń (na pokładach, pod pokładem i we wszystkich możliwych zakamarkach) zajęta jest przez ludzi i ich tobołki. Nie ma mowy o przeciśnięciu się przez pokład prawą burtą – torby i pudła urosły do wysokości dorosłego człowieka, a pomiędzy nimi zalegają postaci. Czas płynie leniwie, za Nilem zachodzi słońce kładąc baśniowe kolory na rzekę, pustynię i nasz prom. Afryka – cudowny kontynent bez zegarka, gdzie czas mierzy się wydarzeniami… zatem odpływamy, z tym że już pod mocno rozgwieżdżonym firmamentem…
Za parę chwil przekroczymy Zwrotnik Raka, zaś drugi odcinek sudański zakończymy tuż nad równikiem. Zatem wyprawę określić można jako: od zwrotnika do równika. Choć jeszcze tej nocy temperatura spada do zaledwie kilku stopni, to dzięki polarom i wiatrówkom od firmy Bergson chłód nie przeszkadza się wyspać – odpływamy w sen kołysani warkotem silnika.
Następny dzień rozpoczyna się przepięknie – o poranku mijamy świątynie w Abu Simbel, przed którymi tłoczą się tłumy turystów, zaś po śniadaniu przekonujemy kapitana, że warto poświęcić kawałek swojego statku, dla upamiętnienia postaci Kazimierza Nowaka. W głównym korytarzu, przy centralnych schodach zostaje przykręcona kolejna tabliczka pamiątkowa – pierwsza na trasie sztafety AfrykaNowaka.pl tabliczka ruchoma i na dodatek transgraniczna, egipsko-sudańska!
Życie na pokładzie płynie swoim, powolnym tempem, a pasażerowie zbijają się w etniczno – narodowo – rasowe grupki. Pośród największej liczby Egipcjan i uprzejmych Sudańczyków wyraźnie wyodrębniają się dwie grupy: Biali turyści, szukający cienia pod porozwieszanymi przez siebie płachtami oraz Czarni z południa i zachodniego Sudanu oraz Afryki równikowej, dla odmiany w czapkach i kurtkach wystawiający się do słońca. Wśród Białych jest także trzech rowerzystów zmierzających do RPA: dwóch Szwedów i Niemiec, a na promie słyszeliśmy także historię o grupie 70 cyklistów płynących przed tygodniem z Sudanu do Egiptu. Czyżby turystyka rowerowa stała się aż tak popularna na Czarnym Lądzie? Oj, gdyby to Kazik zobaczył, to na pewno weselej na duszy by mu się zrobiło…
Po około 18 godzinach rejsu dobijamy do przystani Wadi Halfa. Momentalnie robi się gęsto – zjawiają się tragarze, a po pasażerów podjeżdżają autobusiki i pikapy. Ale do zejścia na ląd nie tak blisko. Najpierw ścisk jak diabli w mesie I klasy, gdzie odbywa się wstępna odprawa paszportowa, a dopiero potem kombinacje z dostarczeniem na ląd naszych sakw i rowerów. W końcu stajemy na sudańskiej ziemi. Sprawie pakujemy rowery i ruszamy na pierwszy kilometr naszego etapu – szutrowo-piaszczystą drogą do odprawy celnej. Nowak pisał „Wbrew obawom odprawa celna i paszportowa nie zajęły wiele czasu – widocznie nie wywoływałem aż tak złego wrażenia mym beduińskim strojem i bosymi pokaleczonymi stopami”.
Drugiego dnia w drodze nie wyglądamy może strasznie, jednak Biały na rowerze budzi wśród niektórych Arabów śmiech i politowanie – wszak tylko biedny albo głupi męczyłby się rowerem, jak można samochodem. W każdym bądź razie zarówno odprawa na promie jak i teraz celno-paszportowa z racji koloru skóry idzie błyskawicznie. Omijamy długi sznur podróżnych z tobołami i już po chwili mkniemy asfaltową szosą do miasteczka Wadi Halfa. Tu jeszcze tylko drobna formalność – rejestracja na policji, polegająca na bieganiu z formularzami i kserokopiami pomiędzy siedmioma okienkami plus 41$ i już możemy legalnie przez miesiąc poruszać się po północnym Sudanie.
In the desert and wilderness – that’s the title of the famous Polish novel written by Henryk Sienkiewicz. This time the trip will follow his compatriot Kazimierz Nowak’s route.
February the 8th, by the Aswan High Dam they deliver the stick. The Sudan team is composed of: Zbyszek Gałęza, Grzegorz Król, Piotr Strzeżysz and Jakub Pająk . In a while they will cross the Tropic of Cancer, while the second sudan stage will end just above the equator. Therefore the trip can be called “from the tropic to the equator”.
– We set out on the fourth and fifth stage of the relay AfrykaNowaka.pl in the same way that Kazimierz years ago and through the next two months we will follow the Polish traveller path in Sudan and Southern, looking for the Nowak’s Africa and spying on the modern look of the Dark Continent – announces Jakub Pająk.
In autumn 1932 Kazimierz Nowak got on the ferry with his bike from Asuan to Wadi Halfa. At the time, the same as today that was the only way to cross the border between Egypt and Sudan.
Africa – an amazing continent which doesn’t need a watch, the events determine the time … therefore at the beginning of the stage they start their ferry trip with a multi-hour delay.
But the next day starts exquisitely – in the morning they pass the temple in Abu Simbel, surrounded by big crowds of tourists, and after breakfast they convince the captain that it’s worth to sacrifice a small piece of boat to memorize Kazimierz Nowak. In the main hall they fix their first commemorative movable plaque – a cross-border one!
– On the ferry we have heard a story of a group of 70 cyclists traveling a week ago from Sudan to Egypt. Did the bicycle tourism become so popular in the Dark Continent? If only Kazik could see that, he would be so happy abort it – smile the cyclists.
– So against my will I took the train, though I would prefer to go by bike and see the Nubian Desert – wrote Nowak years ago, when he was forced to take the train from Wadi Halfa to Atbara. Today by kontrast – there is no possibility to to tavel by train.
So they start to admire their route on bicycles, which was impossible for Nowak 78 years ago. They will faithfully come back to the Kazik’s path in Atbara, after 700km, instead of 600 km.
– By now we have crossed a rocky part of the Nubian Desert and we arrived to the Nile Valley – they write from the route. – We are among the Nubians. We spend the night in a village deprived of electricity, shops and Coca Cola! We go toward Dongola. It’s scorching hot.