Ruszamy z Wadi Halfa szlakiem, który z pewnością wybrałby Kazimierz Nowak, gdyby tylko nie przymuszono go do jazdy pociągiem – na południe przez Pustynię Nubijską trzymając się blisko Nilu. Świeżo oddana do użytku, asfaltowa droga, przez którą zresztą zawieszono linię kolejową Wadi Halfa – Atbara, biegnie przez pierwsze 130 kilometrów z dala od doliny Nilu. Po drodze znajduje się zaledwie jeden zajazd-herbaciarnia, żadnej osady, studni… Jedyna oznaka cywilizacji to świeżutki asfalt, na którym nie zdążono namalować jeszcze żółtych linii.
Jedzie się naprawdę gładko, deniwelacje niewielkie, ruch niemal zerowy – dziennie mija nas dosłownie kilkanaście pojazdów. To, co najpiękniejsze na drodze, to braterstwo ludzi pustyni. Każdy mijający nas pojazd radośnie trąbi, mruga światłami, a ludzie wesoło machają w pozdrowieniu. Za każdym razem odmachujemy szczerząc się w uśmiechu. Czasem samochody zwalniają, a kierowcy i pasażerowie pytają na migi czy wszystko w porządku. Mało tego, solidarność w tych trudnych, pustynnych warunkach jest przeogromna. Wystarczy, że podczas postoju ktoś z nas położy się na asfalcie albo chociaż wygląda na zbyt zmęczonego – wtedy przejeżdżające samochody zatrzymują się, pasażerowie wysypują się z kabiny pytając czy czegoś nam nie potrzeba.
…a potrzeba być może, w szczególności wody – w środku dnia, tak między południem a 15-tą. Od asfaltu grzeje jak z pieca hutniczego, z nieba leje się żar, gęste powietrze wisi w bezruchu. To nie jest dobry czas do jazdy na rowerze – najlepiej wstawać o świcie i ruszać w drogę, tak do południa, a kontynuować dopiero popołudniem po sjeście i lunchu, kiedy upał nieco zelżeje. Niestety zdarzyło nam się przez dwa dni jechać w tych piekielnych godzinach, bo… po drodze nie było ani odrobiny cienia, ani jednego drzewka przez kilkadziesiąt kilometrów. Wokoło gołe, skaliste góry, u podnóża których rozciągają się żwirowo-piaszczyste regi, lecz cienia jak na lekarstwo.
Jedynie w uedach – dolinach okresowych rzek, możemy liczyć na jakąś akację lub tamaryszek (trzeba uważać na kolce dziurawiące koła), z tym że uedy leżą w sporej odległości od siebie.
Biwakujemy pośrodku szczerej pustyni, w minimalistycznym krajobrazie pod rozmigotanym miliardowo firmamentem. Nigdzie na świecie nie ma takiego nieba jak na pustyni, nigdzie indziej cisza nie brzmi tak pięknie, nigdzie indziej herbata nie smakuje jak ambrozja… i nigdzie człowiek nie wyśpi się lepiej, jak wprost na piasku nie odgrodzony niczym od Absolutu. Ukochałem pustynię przed laty i chyba już zawsze będę do niej wracał – po ciepło jej dni i czarowność nocy, w szczególności na Saharę – osobny kontynent, jedyny w swoim rodzaju wymiar czasoprzestrzeni. Wielki Wóz nurkuje dyszlem za horyzont – ostatnia migawka przed błogim snem.