Relacja „Kongo Safiri” z Kalemie (08-09.06.2010)

Kalemie, kolonialne Albertville, zachwyca nas swoim zgiełkiem i postkolonialną architekturą. Jednak dawny swój urok ma już za sobą. Rankiem wybieramy się na poszukiwanie śladów naszego podróżnika. Przejazd żółtymi Brennaborami przez miasteczko wywołuje wielkie poruszenie. Zewsząd słyszymy „Bonjour Muzungu”. Niewątpliwie jesteśmy tematem rozmów, afrykańskim „break news” wśród ulicznych sprzedawców. Około południa całe miasteczko już  o nas wie.

Szukamy poczty. Z naszych notatek wiemy, że właśnie tu Kazik czekał z utęsknieniem na listy od żony i paczki z częściami do rowerów. Udaje nam się znaleźć pocztę. Niezawodna książeczka-pałeczka wywołuje po raz kolejny wielkie zdumienie, zaciekawienie. Pracownicy urzędu pocztowego są poruszeni nasza ideą.

Pani Kierownik opowiada nam historię poczty. Budynek został wybudowany w 1930. Za panowania Belgow był to jedyny punkt pocztowy w tym czasie w Albertville. Nie ma cienia wątpliwości, że to właśnie tu w 1933 Kazimierz Nowak odbierał pocztę od żony-Marysieńki, to właśnie tu nie odebrał paczki z oponami od Stomilu, bo źle zaadresowali i KN musiałby zapłacić niebotyczne cło;-). Pytamy, czy istnieją jakieś archiwalne rejestry by to  udokumentować. Jednak nic takiego się nie zachowało. Ludność miejscowa słynie z wielkich zdolności utylizacyjnych. Tu nic się nie zmarnuje. Szczególnie wielkie ilości papieru.Pani kierownik z wielką chęcią przystaje na pomyśl umieszczenia nowakowej tabliczki w urzędzie pocztowym. I tak też się staje. Następnie otrzymujemy pamiątkowe wpisy do naszej „memory book”.

Afrykanowaka też zostawia swój ślad wpisując się w rejestry pocztowe. Pracownicy poczty chętnie się z nami fotografują, przekrzykując się nawzajem wyrażają wielkie zdumienie dla Kazika i jego wyczynu. Pełni wrażeń opuszamy pocztę.

Czas na dalsze poszukiwania. Nasze kroki kierujemy ku pozostałościom misji Ojców Białych. W dawnych poklasztornych budynkach znajdują się teraz pokoje hotelowe zarządzane przez miejscowych menadżerów. Recepcjonista urzeczony naszą historią i kazikowym zdjęciem misji prowadzi nas na taras pod dachem.

Stąd rozpościera się przepiękny widok na Tanganikę i Kalemie. Duch nowakowej przygody jest wśród nas. Wymieniamy miedzy sobą radosne uśmiechy i refleksja nas spowija, że stoimy w tym samym miejscu co ON- prawie przed osiemdziesięciu laty. Robimy zdjęcia. Co prawda trudno obecnie dokładnie porównać rzeczywistość z nowakowym zdjęciem. Wszystko porosły wysokie trawy i drzewa, a Ojców Białych pilnujących tego terenu dawno już tu nie ma.

Późnym popołudniem pojawiamy się w miasteczku, każdy nasz krok jest starannie rejestrowany przez mieszkańców i przekazywany do miejscowej wiadomości lotem błyskawicy. Gdy pojawiamy się w sklepie po chleb to sprzedawca pyta czy udało nam się kupić lek w aptece, w której byliśmy przed południem. Wieczorny przechodzień mijany przez nas pyta czy w końcu udało nam się znaleźć ślady naszego „Grand Père”, dla którego wybraliśmy się do Afryki na rowerach. I tak Kazik został naszym Dziadkiem, a mieszkańcy Kalemie pewnie jeszcze długo będą wspominali muzungu na żółtych rowerach.

Jeden komentarz / One Response to “Relacja „Kongo Safiri” z Kalemie (08-09.06.2010)

  1. pjk pisze:

    Dzięki!!! Czuję, jakbym jechał z Wami.

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV