Relacja z etapu 18. przez Republikę Konga (część 2/3)


Wspomnienia z 18-tego etapu. Republika Kongo. Djambala – Obouya

Wreszcie odbijamy w kierunku zachodnim z głównej trasy płd-płn w do miejscowości Djambala, gdzie Nowak dotarł po „24 godzinnym marszu”. Nadal był to asfalt, gorszy lub lepszy, ale za to trasa w miarę płaska. Pierwsze noclegi u Prezydentów wiosek pozwalają nam się zapoznać ze zwyczajem, że honorem Prezydenta jest dać podróżnikowi dach nad głową, niezależnie od tego kim on jest i dokąd zmierza. Ten dach nad głową nader skromny, bo faktycznie tylko dach z zasuszonych liści, często bez ścian i spaniem na ziemi, ale tyle wystarczało aby „na sucho” przespać noc i obronić się przez burzą. Każdy taki Prezydent wyposażony jest w insygnia władzy, którymi jest pieczątka i zdjęcie urzędującego Prezydenta kraju. Pieczęć ta znajduje swój odcisk w posiadanych przez nas książkach i przewodniku. Wieczory spędzone w towarzystwie lokalnej społeczności sprzyjają nawiązaniu przyjaznych kontaktów, czego wyrazem jest serdeczne rozstanie następnego ranka.

Z Djambala ruszamy dokładnie nowakowym szlakiem, drogą która oznaczona jest na mapie jako „dostępna całorocznie z trudnościami w porze deszczowej” My jesteśmy w porze deszczowej, to też towarzyszą nam liczne i głębokie kałuże wymagające maksymalnej koncentracji dla uratowania się przez upadkiem. Nie mijają nas żadne samochody, bo standard drogi jest taki, że można ją pokonać tylko na rowerze, pieszo lub motorem. Jedziemy otoczeniu przez bezkresne sawanny, których wysokie trawy bezlitośnie wcinają się w drogę tnąc po ciele. Opisując ten odcinek drogi można by właściwie użyć słów Kazimierza, tak niewiele się zmieniło. Na nieliczne wioski składa się zabudowa z żerdzi drewnianych wypełnionych gliną i dachem wykonanych z zasuszonych liści. Jedyną oznaką, że nie jesteśmy już w latach 30-tych ubiegłego wieku jest ubiór mieszkańców, na który składają się spodnie, koszule, które zapewne chroniły już nie jedne nogi i ramiona. W wioskach tych też korzystamy z gościny Prezydentów, wieczorem wioska czasami daje nam spontaniczny koncert przy dźwięku tamtamów. Sporą satysfakcję daje nam świadomość, że poruszamy się dokładnie nowakowym szlakiem, mijamy mijane przez niego wioski, dwukrotnie przeprawiamy się pirogą w miejscach, w których i on się przeprawiał.

Leketi, miejscowość, gdzie Kazimierz zatrzymał się w misji katolickiej, a dotarł tam skrótem, „ścieżką tubylczą” I my chcemy ten skrót odnaleźć, odbijamy od drogi, czyli ścieżki głównej, przeprawiamy się w bród przez rzeczkę, ale, okazuje się, że jest to fałszywy trop. Zmuszeni jesteśmy rozbić namiot na zupełnym pustkowiu, a nazajutrz wrócić do ścieżki głównej. Osłodą tej nieudanej przeprawy jest odnalezienie w gąszczu nadrzecznej dżungli tubylczej gorzelni, której produkty degustujemy, tym bardziej, że gospodarze chętnie zachwalali swoje wyroby. Do Leketi jednak docieramy, trochę na około jadąc z piaszczystą drogą pełną głębokich kolein wyżłobionych przez chińskie ciężarówki wiozące budulec dla budowanej drogi z Kongo do Gabonu.

Bundżi, miejscowość szczególna podwójnie. Raz, że tu Nowak spotkał swego krajana, Brata Wesołowskiego, a po wtóre, że my spotkaliśmy się z Pawłem Kilenem, trzecim uczestnikiem naszego etapu, który będąc w podróży rowerem po Afryce od listopada ubiegłego roku właśnie tam nas dogonił. Od tego miejsca jedziemy w trójkę. W Bundzi poznajemy proboszcza misji katolickiej, od którego zyskujemy dobre referencje na następne noclegi. Pozostawiamy tam też pierwszą tabliczkę upamiętniającą podróż Kazimierza, tabliczkę która zawiera informacje 3 językach – polskim, francuskim i Lingala.

Z Bundżi docieramy do Obouya, miejscowości położonej na głównej drodze pld-płn.

 

Ciąg dalszy nastąpi….

 

Romuald Deja

Jeden komentarz / One Response to “Relacja z etapu 18. przez Republikę Konga (część 2/3)

  1. Łukasz Wierzbicki pisze:

    Pięknie, pięknie.. kilka wspaniałych obrazków 🙂 Pozdrawiam!

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV