Sudan Południowy

Kazimierz Nowak trasę z Chartumu do Juba pokonał podróżując statkiem w górę Białego Nilu, zwanego także Bahr el-Jebel, przerwanym dwutygodniowym pobytem w Malakal oraz w misji katolickiej Lul. Wypad z Malakal, poprzez nilowe rozlewiska i trzęsawiska do Lul, do królestwa Szilluków, zaowocował jednymi z najbarwniejszych reportaży Nowaka zebranych przez Łukasza Wierzbickiego w książce „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”. Z uwagi na narzuconą urzędowo konieczność płynięcia statkiem oraz trudności w uzyskaniu pozwoleń pobytowych, odcinek Chartum-Juba Nowak pokonał w rekordowym, jak na siebie, tempie jednego miesiąca. Wierne odtworzenie tej trasy blisko 80 lat później jest niemożliwe z paru względów. Po pierwsze na Białym Nilu, około 30 km powyżej Chartumu, powstała tama Aulia i statki w górę rzeki odchodzą dziś z miejscowości Kosti/Renk. Stąd też ów ponad 300 km odcinek przebywamy na rowerach. Po drugie Sudan Południowy jest dziś rejonem autonomicznym, można by nawet powiedzieć oddzielnym od Chartumu państwem z własnym rządem (GoSS), wojskiem (SPLA), policją… Jednak ostatnia, ponad 20-letnia wojna domowa z Północą, jak też wewnętrzne konflikty etniczne wyniszczyły ten skrawek świata. Zginęło i zostało zmuszonych do ucieczki kilka milionów ludzi (najbardziej optymistyczne statystyki mówią o 2 milionach zabitych i takiej samej liczbie uchodźców!), wiele miejscowości, jak i misji katolickich, już nie istnieje. Rozległe połacie kraju są zaminowane…
Kontynuując wątek statystyczny: Sudan jako największe państwo Afryki jest przeszło 8–krotnie większy od Polski, z czego Sudan Południowy zajmuje 2-krotność powierzchni naszego kraju. W Sudanie żyje łącznie ponad 40 milionów ludzi, z czego około milion na Południu. Północ jest niemal w 100% islamska, na Południu dominuje, zaś chrześcijaństwo i religie rodzime. Wkrótce po uzyskaniu niepodległości w roku 1958 wybuchła I wojna domowa między Północą a Południem. Ostatnia wywołana w 1983 roku m.in. wprowadzeniem w całym Sudanie konserwatywnego, muzułmańskiego prawa szaria, zakończyła się w roku 2005 podpisaniem zawieszenia broni pomiędzy rządem w Chartumie z prezydentem Omarem al Bashirem na czele a partyzanckimi  ugrupowaniami SPLA (Sudan Peoples Liberation Army). Pod koniec lutego roku 2010 zostało także zawarte zawieszenie broni z najważniejszymi ugrupowaniami rebelianckimi z Darfuru. Nie zmienia to jednak  faktu, że prezydent Sudanu ścigany jest za zbrodnie przeciw ludzkości. W kwietniu 2010 roku odbyć się mają pierwsze od lat powszechne wybory prezydenckie w całym Sudanie (z wyłączeniem Darfuru), zaś w roku następnym referendum w sprawie secesji Sudanu Południowego od Północy. Wybory i demokracja to rzecz zupełnie obca całym pokoleniom Sudańczyków. Sytuacja jest napięta, szczególnie na pograniczu Północy i Południa, w rejonach bardzo zasobnych w ropę naftową. Ogromna różnorodność etniczna Sudanu stwarza dogodne warunki do podsycania konfliktów na tym tle. Może jednak wystarczy już tych suchych faktów tytułem wstępu, wróćmy do Kazika i jego śladów w roku 2010.

Po leniwych dniach oczekiwania wreszcie wypływamy z Kosti. Pchacz Africa, przed którym umocowano stalowymi linami cztery płaskodenne barki, będzie naszym domem na najbliższe 3 tygodnie. Na jednej z barek rozkładamy więc nasze namioty, powyżej których rozciągamy płachty tropików dla uzyskania choć odrobiny zbawczego cienia. Trzy spośród barek to „tankowce”, przewożące przerafinowaną ropę naftową z powrotem na południe. Ostatnia to „kontenerowiec-workowiec”, na którego pokładzie złożonych są setki wielkich worów z cebulą.
Nil Biały rozlewa się szeroko do ładnych paru kilometrów, to znowu dzieli na liczne odnogi, z których ta żeglowna rzeka zwęża się nieraz poniżej 1 km szerokości. Brzegi porastają niezbyt gęste trzcinowiska, gdzieniegdzie stada krów pławią się w rzece korzystając z wodopoju. Dalej od brzegu ziemia jest jednak płowa, spalona słońcem, a małe trąby powietrzne wirują tumanami pyłu. Pożółkłe trawy urozmaicają rzadkie drzewa. Sawannowy krajobraz, co jakiś czas, ożywiają strzechy murzyńskich chat i kolorowo przyodziani ludzie, kręcący się w obejściach i nad rzeką. Na wschodnim brzegu po ostatnim kawałku asfaltu śmigają jeszcze samochody, lecz droga prowadzi tylko do Renk. Dalej rozciąga się Sudan Południowy, a słowa Nowaka sprzed blisko 80 lat niewiele straciły na aktualności: To kraj zupełnie dziki, dróg, handlu, przemysłu pozbawiony. Jedyny objaw cywilizacji, jaki wniknął w serce tych bagnistych puszcz, to broń palna (…). Do dziś w całym Sudanie Południowym asfaltu jest dużo mniej niż na polskich autostradach. Właściwie nawierzchnia bitumiczna ogranicza się do kilku ulic w większych miastach, jak Malakal czy Juba. Handel w dużej mierze pozostaje tu w rękach arabskich, a przemysł tak naprawdę do dziś nie zagościł na tych ziemiach. Co prawda, wydobywa się tu ropę, ale od płynnej kopaliny do benzyny jeszcze daleka droga. Wyjątkiem może być szybko rozrastająca się stolica Sudanu Południowego, gdzie powstaje kilka zakładów (m.in. browar), ale tak naprawdę do uprzemysłowienia kraju jeszcze daleka i wyboista droga. Za to broń palna ma tu nadal duże poważanie z tym, że stare strzelby i dubeltówki zastąpiły kałasznikowy i inne, wszelkiej maści nowoczesne karabiny. Ma to niestety swoje tragiczne skutki, jak choćby przetrzebienie dzikiej zwierzyny czy też znacznie bardziej krwawe niż w przeszłości podjazdy po bydło – do dziś największy skarb Południowców. Większość mieszkańców tych stron utrzymuje się z tradycyjnej, półkoczowniczej gospodarki pasterskiej. Od dawien dawna jedna grupa etniczna najeżdżała na sąsiednią celem przejęcia części stada. W dobie kałasznikowa bilans takich podjazdów jest jednak tragiczny. Tuż przed wyjazdem w serwisie BBC Africa wyczytałem, że pewne plemię Dinka napadło na wioskę Nuer, wynik: 30 tysięcy! Tak, trzydzieści tysięcy zrabowanych krów oraz około stu zabitych i dwustu rannych. Niestety nie jest to odosobniony przypadek… W epoce oszczepu takie zabawy kończyły się znacznie przyjemniej. Podobny news z BBC sprzed paru miesięcy dotyczył transportu wodnego. Plemiona żyjące nad rzeką uważają ją za swoją własność, tak jak i to, co po niej się porusza. Na rzece Sobat, spływającej z Wyżyny Etiopskiej i uchodzącej do Nilu Białego powyżej Malakal, napadnięte zostały barki przewożące ziarno w ramach pomocy humanitarnej WFP. Incydent skończył się równie tragicznie, jak ten przytoczony wcześniej. Mamy nadzieję, że nasz kapitan wie kogo i jak należy opłacić po drodze, aby dotrzeć w całości do celu…

pjk
(tekst i zdjęcia)

Jeden komentarz / One Response to “Sudan Południowy

  1. Filip pisze:

    Ała … czyżbyście mieli spędzić cały ten rejs na barce cebulowej? 🙂

Design: ITidea
Hosting: Seetech - Wdrożenia Microsoft Dynamics NAV